I Was Ashamed to Move Back to My Hometown As an Adult-But the Experience Was Life Changing (in a Good Way)

Byłem zaskoczony odkryciem, jak znaczące jest dla mnie bycie fizycznie blisko miejsca, w którym dorastałem.

Amanda Parrish Morgan

Zaktualizowano 02 marca 2018

I Was Ashamed to Move Back to My Hometown As an Adultmdash;But the Experience Was Life Changing (in a Good Way)

Kiedy byłem w liceum, marzyłem o wydostaniu się z bezpiecznego, spokojnego, podmiejskiego miasta, w którym dorastałem. Nie byłem sam. Postrzeganie naszego rodzinnego miasta jako nudnego i ograniczonego było tak powszechne, że ja i moi przyjaciele lekceważąco nazywaliśmy je „bańką”, a dorosłych, których znaliśmy, a którzy się tam urodzili i wychowali, nazywaliśmy „wieśniakami”. Składałam podania na uczelnie w miastach oddalonych o tysiące mil. Wertowałem atlasy drogowe (w tamtych czasach były to mapy papierowe), wyobrażając sobie, że jadę na zachód Route 66, wędruję Pacific Crest Trail, biwakuję w Smoky Mountains albo mieszkam w San Francisco. Na studiach spędziłam semestr za granicą w Kapsztadzie, do programu, do którego zgłosiłam się z beznamiętnym esejem o tym, jak ważne jest opuszczanie naszych stref komfortu. W ciągu czterech lat po ukończeniu college’u przeprowadziłam się z Zachodniej Wirginii do Wisconsin, do Filadelfii do Waszyngtonu D.C.

Zanim skończyłam szkołę, zaczęłam czuć się trochę smutna za każdym razem, gdy wracałam z podróży do domu. Brakowało mi siedzenia na dworze w letnie wieczory i śmiania się z rodziną. Wciąż wyobrażałem sobie siebie na Manhattanie, jadącego pociągiem do nudnego, cichego miasteczka Connecticut, w którym dorastałem, na niedzielny obiad, a potem wracającego do ekscytującego, kosmopolitycznego życia w mieście tak szybko, jak to tylko możliwe.

Myślałem, że ludzie, którzy zostali lub wrócili do domu, zrobili to, ponieważ byli mało ambitni, nie mieli innych opcji lub nie udało im się wystartować z dzieciństwa w dorosłość pełną wyzwań. Potem dostałam pracę jako nauczycielka angielskiego w szkole średniej w tej samej „bańce”, z której tak bardzo chciałam uciec, i chociaż byłam zachwycona pozycją i podekscytowana nauczaniem, wróciłam do Connecticut, czując ukłucie porażki.

Wcześniej, podczas mojego pierwszego roku nauczania, zjadłam kolację z moim własnym nauczycielem angielskiego w szkole średniej, który sam był pierwszorocznym nauczycielem, kiedy byłam w jego klasie angielskiego w 9 klasie wszystkie te lata temu. Rozmawialiśmy przy pizzy o książkach, planach lekcji i zmęczeniu, a ja poczułam rodzaj wsparcia, którego nie mogłam sobie wyobrazić od nowo poznanej osoby. W końcu znał mnie, zanim zdjęłam aparat na zęby, nauczyłam się prowadzić samochód czy po raz pierwszy wyszłam z domu. Kiedy nasza rozmowa dotyczyła od tego, jak rozpocząć lekcję mitologii do problemów z plagiatem, nasza wspólna historia wniosła do dyskusji ważną szczerość i wrażliwość.

Zdecydowałem się rozpocząć lekcję mitologii od lekcji o archetypowej podróży bohatera. Przestudiowaliśmy historie, które już znali, takie jak „Gwiezdne wojny” czy „Czarnoksiężnik z krainy Oz”, i dostrzegliśmy znajomy schemat: wezwanie do przygody, wyruszenie w drogę, a w końcu powrót do domu.

Ale w popularnej wyobraźni ten powrót nie cieszy się zbytnią popularnością. Pamiętam, że Odyseusz walczy z cyklopem i odwiedza świat podziemny, ale połowa eposu dotyczy tego, co dzieje się po powrocie Odyseusza do domu, do Itaki. Kiedy już wróci do domu, musi sprawić, by dom stał się lepszy. Myślę, że nauczanie jest ważnym sposobem na pozostawienie dobra na świecie, ale myślę, że jeszcze bardziej bezpośrednim i ważnym sposobem jest szerzenie tyle dobra, ile tylko możemy w naszych małych sferach wpływu. Na początku wyobrażałem sobie, że moja mała sfera musi być gdzieś bardziej ekscytująca niż podmiejskie Connecticut, żeby w ogóle cokolwiek znaczyć. Ale teraz myślę o tym trochę inaczej: Bycie częścią społeczności, którą znałem zarówno jako dziecko, jak i dorosły, wzbogaca, a nie zmniejsza, moje zaangażowanie w ulepszanie mojego małego zakątka świata.

W zeszłym tygodniu zabrałem moją trzyletnią córkę, aby sprawdzić jej uszy. „Cześć”, powiedziała pielęgniarka, „spotkaliśmy się wiele razy”. Na początku byłem zdezorientowany – moja córka nigdy wcześniej nie widziała tej konkretnej pielęgniarki. Och, ale ja widziałem. Zaświeciła auryskopem w uszy mojej córki, tak jak z pewnością robiła to dla mnie przez lata, wypisała receptę na amoksycylinę i odpowiedziała na moje pytania dotyczące tego, na co zwracać uwagę w domu.

Bez względu na to, że nasze życie prowadzi nas w oczekiwanym kierunku, moje dzieci będą dorastać grając na tych samych boiskach softballowych, będą uczyć się jeździć na tych samych parkingach, będą wyjeżdżać po swoje własne przygody tą samą autostradą, którą ja kiedyś jechałam. Będą miały swój ulubiony smak lodów w lokalnym miejscu, do którego chodzimy najczęściej, a w pewnym momencie prawdopodobnie pomyślą, że nasze przedmieścia Connecticut są nudne i bezpieczne, i poczują desperacką chęć ucieczki. A ja mam nadzieję, że jest nudne i bezpieczne. Sąsiedzka tablica ogłoszeń szaleje, gdy ktoś zauważy kojota na ścieżce przyrodniczej o zmierzchu.

W mitologii powrót nie musi być dosłowny, jak mój był, ale byłem zaskoczony, aby znaleźć, jak znaczące jest dla mnie, aby być fizycznie blisko miejsca, w którym dorastałem. To dar mieć w pobliżu kochającą, godną zaufania i darmową opiekę nad dziećmi, ale co ważniejsze, moje dzieci znają moich rodziców. Nie tylko jako uczestników świątecznych obiadów, ale jako integralnych graczy w naszym codziennym życiu. Życie tutaj sprawiło, że moje życie jest bogate w warstwy, z nauczaniem, wychowywaniem małych dzieci i pisaniem styka się w znaczący sposób z idealizmem, cudem i strachem, które odczuwałam jako dziecko i nastolatka.

Wszystkie tematy z życia

Real Simple Newsletters

Uzyskuj wskazówki, inspiracje i oferty specjalne dostarczane do Twojej skrzynki odbiorczej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.