by Rachel
May 2016
Moja historia zaczyna się w wieku 18 lat. Młoda i nieświadoma wpływu antybiotyków na pigułki, zaszłam w ciążę. Mój partner (obecnie ex) był moim pierwszym chłopakiem, byliśmy razem od 18 miesięcy. Czas nie był idealny, ale byliśmy szczęśliwi, pomimo bycia w college’u i young.
Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem o poronieniu, to była rzecz, że słyszałem moją ciotkę mówić o raz, coś, co (myślałem) nigdy nie zdarzyło się często. Byłam w prawie 9 tygodniu, nadal chodziłam na zajęcia jak zwykle, kiedy zaczęłam odczuwać bóle, które stawały się coraz silniejsze. Mój wykładowca (który znał moją sytuację) skontaktował się ze szpitalem. W tym momencie nie krwawiłam, tylko odczuwałam silny ból, do tego stopnia, że nie mogłam skupić się na niczym innym.
Zabrano mnie prosto do A&E, a wkrótce potem mojego partnera i mamę. Zrobiono mi badania krwi, kontrole wewnętrzne, z których wszystkie wydawały się w porządku. Szpital nie mógł mnie zeskanować do rana, ale z tyłu głowy miałam przekonanie, że poronienie to coś, co przydarza się innym ludziom i że mojemu dziecku nic nie będzie.
Ale następnego dnia nie było dziecka, tylko pusty worek. Skan wykazał, że miałam „uszkodzoną komórkę jajową”. Powiedziano mi, że czasami „takie rzeczy się zdarzają”. Zaproponowano mi trzy opcje: operację usunięcia woreczka, zażycie pigułki wywołującej aborcję lub zaczekanie, aż natura sama podejmie swoje działania… Wybrałam to ostatnie.
Wciąż zdrętwiała, wróciłam do domu, wciąż nie rozumiejąc, co się stało. W następnych dniach skorzystałam z internetu, dowiedziałam się więcej o poronieniach i o tym, jak do nich dochodzi. Byłam zszokowana, że zdarza się to tak często i że są różne rodzaje. Natknęłam się na blogerkę, u której dwukrotnie błędnie zdiagnozowano uszkodzoną komórkę jajową, a mimo to urodziła zdrowe dzieci.
- Przekonałam się, że to samo przydarzyło się mnie, że szpital się pomylił i że dziecko musi się ukrywać
- Wszystkie nasze wyniki były w porządku, nie było powodu, dla którego nie mogłabym zajść w ciążę
- Z egzaminami zbliżającymi się i pracą do kontynuowania, rzuciłam się z powrotem w to wszystko. Nie chciałam pozwolić sobie wpaść w dołek, jak to zrobiłam wcześniej, przekonałam siebie 'to miało być’
- Mój mąż był moją opoką. Trzymał mnie mocno, upewniał się, że jest mi wygodnie, mówił wszystkie właściwe rzeczy. On też cierpiał, ale wiedział, że dla mnie ten ból jest o wiele głębszy
- Nasze dziecko usilnie walczyło, aby się utrzymać, ale nie byliśmy jeszcze na wolności
Przekonałam się, że to samo przydarzyło się mnie, że szpital się pomylił i że dziecko musi się ukrywać
Myślałam o tym przez wiele tygodni, a nawet zepsułam wiadomość „jestem w ciąży” znajomym, jakby nic się nie stało, całkowite zaprzeczenie. Mama prawie codziennie pytała mnie, czy zaczęłam krwawić, jak radzili w szpitalu, czy w końcu to zrobię. Ze złością odpowiadałam, że NIE. Doszłam do prawie 13 tygodnia, kiedy zaczęło się krwawienie, ból był okropny, ale nie gorszy niż dziura w sercu. Czułam się głupio, że szpital popełnił błąd, głupio, że powiedziałam o tym przyjaciołom, głupio, że myślałam, że mogę być matką w wieku 18 lat. Wróciłam do szpitala i poprosiłam o operację, chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Zarezerwowano mi termin na kilka dni później.
Tygodnie po operacji były jak mgnienie oka. Czułam się pusta. Ludzie mówili mi: „Cóż, to nie było planowane, może tak będzie najlepiej” i „Zawsze możesz spróbować ponownie w przyszłości, przynajmniej wiesz, że możesz zajść w ciążę”. Najgorsze: 'Przynajmniej dziecko zmarło naprawdę wcześnie, a ty o tym nie wiedziałaś, to był tylko zlepek komórek’. To bolało najbardziej. Myślałem, że będę Mummy, nie i pusta skorupa.
My ex i ja zdecydowaliśmy się spróbować ponownie po miesiącu lub tak. Nie powiedzieliśmy o tym przyjaciołom ani rodzinie, ponieważ nie chcieliśmy, aby osądzali nas za młodość. Rzuciłam studia, znalazłam pracę i własne mieszkanie. Wszyscy myśleli, że sobie radzę, ale w mojej głowie byłam zagubiona. Płakałam prawie każdego dnia, miałam nawet myśli samobójcze, ale trzymałam je w sobie. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy życiu, była myśl o ponownym zajściu w ciążę. Ale 18 miesięcy później nie było dziecka. Byłam przekonana, że coś poszło nie tak podczas operacji. Dostaliśmy więc skierowanie do kliniki leczenia niepłodności. Mimo to nikt z naszych przyjaciół i rodziny (ani mój były) nie wiedział, w jakim byłam zamieszaniu.
Wszystkie nasze wyniki były w porządku, nie było powodu, dla którego nie mogłabym zajść w ciążę
Mogłoby się wydawać, że to świetna wiadomość, ale w rzeczywistości była najgorsza. Zaczęłam myśleć, że wszechświat jest przeciwko mnie, że Bóg nie uważa mnie za wystarczająco godną bycia matką. Moja depresja osiągnęła nowe dno. Po klinice przestaliśmy się starać, porzuciłam nadzieję. Zaczęłam się zamykać w sobie, a napięcia między mną a moim byłym stały się zbyt duże i rozstaliśmy się.
Wielokrotnie pisałam listy samobójcze do mojej rodziny, otwierałam wszystkie tabletki i zaczynałam brać jedną po drugiej. Potem ogarniało mnie poczucie winy i żal do rodziny, pędziłam do toalety, żeby się rozchorować. Trwało to miesiącami. Nigdy nikomu nie zwierzałam się z tego, co czuję. Na zewnątrz udawałam, że nic mi nie jest, ale w środku umierałam.
Mój nastrój zaczął się poprawiać, kiedy moja praca dała mi coś, na czym mogłam się skupić. Zaproponowali mi dalsze szkolenie, abym uzyskała stopień naukowy. Przez cały rok odrabiałam lekcje, a potem wyjeżdżałam na uniwersytet, żeby studiować tradycyjnie przez kilka tygodni w roku, bez żadnego długu studenckiego. Okazja była świetna, a ja tęskniłam za życiem na uniwerku. Poznałam pewnego faceta i świetnie się dogadywaliśmy. Zaczęliśmy się spotykać, ale to nie było nic poważnego. Bardziej fling really.
Zdałam sobie sprawę, że znowu jestem w ciąży. Nie mogłam w to uwierzyć. Byłam przytłoczona podnieceniem, nie obchodziło mnie, że nie jestem w prawdziwym związku. Powiedziałam mu o tym, nie był zainteresowany, ale to było w porządku, w końcu miałam zostać mamą!
Oszacowałam, że jestem w około 5 tygodniu. Ale w 6 tygodniu zaczęłam krwawić. Moje serce znów zatonęło. Tylko jedna przyjaciółka wiedziała o mojej ciąży, poszła ze mną do kliniki. Pobrano mi krew, ale z wyników można było wywnioskować, że poronię. Wyszłam ze szpitala czując to samo złe samopoczucie i zdenerwowanie, co kilka lat wcześniej. Czułam, że nie mogę powiedzieć o tym nikomu innemu. Nie chciałam, żeby wiedzieli, że zaszłam w ciążę podczas romansu, nie chciałam też takich komentarzy, jakie otrzymałam za pierwszym razem.
Z egzaminami zbliżającymi się i pracą do kontynuowania, rzuciłam się z powrotem w to wszystko. Nie chciałam pozwolić sobie wpaść w dołek, jak to zrobiłam wcześniej, przekonałam siebie 'to miało być’
Po moim stopniu naukowym, poznałam mojego męża. Natychmiast zakochałam się w nim po uszy. Wydawało się, że zabrał wszystkie te negatywne myśli i uczucia, które miałam przez ostatnie 4 lata. Po raz pierwszy szczegółowo opowiedziałam o moich poronieniach i o tym, jak się przez nie czułam. On mnie wspierał, ale był zszokowany, że odizolowałam się i trzymałam wszystko w tajemnicy.
Pobraliśmy się 2 lata później i zdecydowaliśmy, że postaramy się o dziecko zaraz po ślubie. Pamiętając mój czas po pierwszym poronieniu, nie chciałam wywierać na nas zbyt dużej presji. Nie kupowałam testów, starałam się nie wykonywać obliczeń, ale po 6 miesiącach czułam narastającą frustrację, zwłaszcza gdy wszyscy wokół nas wydawali się zachodzić w ciążę na raz!
Poszłam prosto do sklepu i zaopatrzyłam się w pałeczki owulacyjne i podkręciłam swoją grę. Po 3 miesiącach, to zadziałało. Znowu byłam w ciąży. Ale tym razem bardzo trudno było mi się podniecić. Mój mąż był przeszczęśliwy, próbował zrozumieć, ale nie przeżył tego, co ja. Zadzwoniłam do lekarza, płakałam i błagałam, aby wysłał mnie do specjalisty, aby upewnić się, że to się nie powtórzy, ale odpowiedź brzmiała nie.
Mój mąż widział, jak bardzo doskwierał mi ten stres, powiedział mi, abym powiedziała rodzicom, że jesteśmy w ciąży i zwierzyła się mojej mamie z dodatkowego wsparcia.
Moi rodzice byli zachwyceni, że jestem w ciąży, a dodatkowe wsparcie było dla nich ogromną pomocą. Mój mąż zarezerwował również prywatny skan dla nas na następne dwa tygodnie dla pewności. Ale niestety nie dotarliśmy do tego momentu. W 7 tygodniu znów zaczęłam krwawić i zostałam wysłana na oddział wczesnej ciąży. Na podstawie wyników krwi ponownie stwierdzono, że moje hormony nie są wystarczająco wysokie, aby utrzymać ciążę. Zostałam odesłana do domu bez prześwietlenia, bez nadziei, bez mojego dziecka.
Mój mąż był moją opoką. Trzymał mnie mocno, upewniał się, że jest mi wygodnie, mówił wszystkie właściwe rzeczy. On też cierpiał, ale wiedział, że dla mnie ten ból jest o wiele głębszy
Wiedział, że duża część mojego wcześniejszego popadania w depresję była spowodowana tym, że nie mogłam rozmawiać. Zachęcał mnie, abym nie wstydziła się poronienia i mówiła o naszym dziecku. Po raz pierwszy od dłuższego czasu poczułam, jak piętno poronienia zrzuca ciężar z moich barków. Byłam pogrążona w żałobie i dlaczego miałabym to ukrywać? Gdybyś straciła przyjaciela, zorganizowałabyś sekretny pogrzeb? Oczywiście, że nie, więc dlaczego miałabym ukrywać swój ból?
Kolejne miesiące były nadal trudne. Mimo, że czułam się lepiej z powodu rozmowy, nadal cierpiałam z powodu mojego trzeciego poronienia i patrzyłam jak większość moich przyjaciół zakłada swoje rodziny. Niespełna 6 miesięcy później zaszłam w ciążę po raz czwarty. Wybraliśmy się na spóźniony miesiąc miodowy i poczęliśmy dziecko, gdy nas nie było. Znów trudno było mi się cieszyć, a mój mąż był jeszcze bardziej wyrozumiały dla moich obaw, ponieważ sam doświadczył poronienia. Drażniliśmy się z lekarzami, a oni nadal nie chcieli się ze mną spotkać, aby mnie uspokoić. Więc zrobiliśmy to samo, co wcześniej i zarezerwowaliśmy prywatnie na skanowanie.
Mogłam ledwo oddychać, kiedy w 7 tygodniu zaczęłam krwawić, znowu. Siedziałam w pokoju w jednostce wczesnej ciąży pokonana kobieta, moje poziomy HCG i progesteronu były niskie, ponownie. Błagałam położną, aby wysłała mnie na skanowanie, powiedziałam jej, że nie mogę już dłużej wytrzymać bólu.
Nie jestem pewna, co sprawiło, że zmieniła zdanie, ale zmieściła mnie na skanowanie tego dnia. Weszłam do pokoju i szlochałam przy sonografie, błagałam ją, żeby dała mi jakąś nadzieję. Chyba prawie złamałam rękę mojemu mężowi, kiedy leżałam i patrzyłam na ekran. Różdżka przesunęła się po moim brzuchu, sonografka zrobiła zbliżenie, było tam nasze dziecko. Kiedy przybliżyła jeszcze bardziej, zobaczyliśmy migotanie, to było bicie serca!
Nasze dziecko usilnie walczyło, aby się utrzymać, ale nie byliśmy jeszcze na wolności
Powróciwszy do kliniki, położna powiedziała, że nadal możemy poronić, ale miała zamiar zobaczyć, czy któryś z lekarzy może mi pomóc. Pomóc mi, w jaki sposób? Lekarz zgodził się podać mi lek hormonalny o nazwie Cyclogest i zacząć podawać małą dawkę aspiryny. Byłam taka szczęśliwa, że wreszcie ktoś jest po mojej stronie. Brałam tabletki do 16 tygodnia, aż łożysko było w pełni uformowane i mogło przejąć produkcję hormonów, których z jakiegoś powodu moje ciało nie wytwarzało.
Miałam straszne skutki uboczne, jak również okropne poranne mdłości. Za każdym razem płakałam, kiedy widziałam bijące serce. Moje małe tęczowe dziecko.
Jestem teraz w 39 tygodniu ciąży i piszę te słowa, czekając na przyjście mojego maleństwa. Przez całą ciążę przechodziłam wzloty i upadki, byłam zdenerwowana i podekscytowana. Ale nauczyłam się, że poronienie nie powinno być w żaden sposób zamiecione pod dywan. Mam teraz 26 lat, przez 8 lat ukrywałam swoją historię i swój ból.
Przeciwstaw się stygmatyzacji i tłumaczeniu „takie rzeczy się zdarzają”, które otrzymujemy od szpitala/lekarzy. Nadal nie wiem, dlaczego doznałam wielokrotnych strat, nigdy nie zaproponowano mi badań. Jestem wdzięczna, że zaoferowano mi pomoc na początku tej ciąży, ale nadal zastanawiam się, czy będę w stanie utrzymać ciążę bez pomocy.
.