Popularny w Variety
Dokument zbudowany na podstawie wcześniej niesłyszanych nagranych wywiadów ze Stanleyem Kubrickiem uchwycił reżysera, który nie lubił rozmawiać o swoich filmach… rozmawiając o swoich filmach.
W ciągu ostatnich 10 lat pojawiła się coraz szersza nisza filmów dokumentalnych o Stanleyu Kubricku. Każdy z nich jest fascynujący, jeden lub dwa (jak „Stanley Kubrick’s Boxes”) są równie idiosynkratyczne jak sam reżyser, a najbardziej plastyczny i zapadający w pamięć – „Filmworker” (2017), portret mnisio oddanego gofera i prawej ręki asystenta Kubricka, Leona Vitali – jest niezbędnym artefaktem. Wśród stałego wylewu Kubrickiany, 72-minutowy „Kubrick by Kubrick” może być najmniej egzotyczny, ale nadal daje każdemu wierzącemu Kubrickowi obfity udział kąsków do przeżucia.
Film jest zbudowany wokół serii nagranych na taśmę wywiadów, które Michel Ciment, francuski krytyk filmowy i redaktor Positif, przeprowadził z Kubrickiem w ciągu 20 lat. W 1968 roku Ciment napisał pierwszy poważny przegląd twórczości Kubricka, który ukazał się we Francji, a reżyser nawiązał z nim kontakt. Od tej pory Kubrick praktycznie nie udzielał wywiadów (w Stanach Zjednoczonych każdy nowy film rozpoczynał od udostępnienia go jednemu krytykowi-reporterowi, np. z Newsweeka). Utrzymywał jednak kontakt z Cimentem, a w 1982 roku Ciment opublikował książkę „Kubrick”, opartą na rozmowach z reżyserem. Rozmowy trwały nadal, a „Kubrick by Kubrick” pozwala podsłuchać rzadkie klipy audio Kubricka opowiadającego o tym, jak tworzył swoje filmy, a także robiącego to, czego zawsze twierdził, że nie lubi robić: wyjaśniającego je.
Dźwięk głosu Stanleya Kubricka to ciekawa rzecz. Jest ostry i szczery, zamyślony i rozbawiony; brzmi też jak prawnik podatkowy z Bronxu. W czasach „2001: Odysei kosmicznej” i „Pomarańczy zegarowej”, kiedy przeniósł się do Wielkiej Brytanii, zapuścił brodę i stał się rzadkim hollywoodzkim filmowcem o wizerunku celebryty, jego przeszywająco-oczny, czarnowłosy, sowiowaty wygląd zasilał jego legendę – przypominał szachową wersję Paula McCartneya. Ale kiedy słuchasz Kubricka, słyszysz zwykłego nowojorskiego faceta wewnątrz wizjonerskiego mózgowca.
Gregory Monro, reżyser „Kubrick by Kubrick”, buduje klipy audio Kubricka z krytycznymi riffami na temat filmów Kubricka, archiwalnymi wywiadami z kilkoma aktorami, którzy w nich wystąpili (najbardziej wymowni są Malcolm McDowell i zaskakująco refleksyjny R. Lee Ermey), a także scenografię domku dla lalek – odtworzenie scen z królewskiego dworu jako zaświatów z „2001” – którą po kolei uzupełnia ikonicznymi rekwizytami z kanonu Kubricka. Na początku pojawia się klip z żoną Kubricka, Christiane, która zauważa, że nie był on taki, jak „to, co mówiły o nim gazety”, a „Kubrick by Kubrick” jest najbardziej interesujący ze względu na sposoby, w jakie podcina mitologię Kubricka.
Na planie filmowym najsłynniejszy maniak kontroli w kinie faktycznie rozkoszował się improwizacją i był bardziej otwarty niż wielu reżyserów na żar chwili. Scena „Singin’ in the Rain” z „A Clockwork Orange” została wymyślona mniej więcej na miejscu przez Malcolma McDowella, a Peter Sellers wymyślił nazistowską rękę doktora Strangelove’a. Kręcąc „2001” Kubrick nie mógł wymyślić, w jaki sposób HAL miałby się dowiedzieć o tym, że astronauci chcą go odłączyć; pomysł, aby komputer czytał im z ruchu warg „pojawił się w wyniku tortur i długiego odkładania nakręcenia tej sceny”. Mówiąc o torturach, Shelley Duvall, słynna, doprowadzona do granic wytrzymałości na planie „Lśnienia”, oferuje najlepsze wyjaśnienie, jakie słyszałem, jak metoda Kubricka polegająca na niekończących się retuszach faktycznie zadziałała. Po pewnym czasie, jak mówi, aktor zamierał w środku – może na pięć ujęć. Ale potem wraca do życia, „i zapominasz o całej rzeczywistości poza tym, co robisz.”
Kubrick jest całkiem szczery, mówiąc o swojej atrakcyjności dla postaci z ciemnej strony (można usłyszeć jego grymas, gdy mówi: „Lepiej królować w piekle niż służyć w niebie”). Mówi też kilka interesujących rzeczy, jak na przykład wyjaśnienie, dlaczego obsadził Ryana O’Neala w roli tytułowego Barry’ego Lyndona („Prawdę mówiąc, nie mogłem wymyślić nikogo innego. Oczywiście, Barry Lyndon musi być atrakcyjny fizycznie. Nie mógłby być grany przez Ala Pacino czy Jacka Nicholsona”). Przygotowując się do „Full Metal Jacket”, obejrzał 100 godzin materiałów dokumentalnych z Wietnamu, „w tym sceny umierania mężczyzn”, i przyznaje się do swojego dziwacznego klasycyzmu. „Jedną z rzeczy, które charakteryzują niektóre porażki sztuki XX wieku” – mówi Kubrick – „jest obsesja na punkcie całkowitej oryginalności. Innowacja oznacza posuwanie się naprzód, ale nie porzucanie klasycznej formy, formy sztuki, z którą pracujesz.”
Mówi też coś nieco chybionego, co, jak sądzę, staje się wskazówką dla ponadczasowej siły jego twórczości filmowej. Omawiając kontrowersje wokół „Mechanicznej pomarańczy”, Kubrick oświadcza: „Nikt nie mógł uwierzyć, że ktoś jest za Alexem. Tylko że opowiadając taką historię, chce się przedstawić Alexa takim, jakim się czuje i jakim jest dla siebie. Ponieważ jest to opowieść satyryczna, a natura satyry polega na tym, że podaje się przeciwieństwo prawdy tak, jakby to była prawda, nie widzę, jak ktokolwiek o jakiejkolwiek inteligencji, a nawet jakikolwiek zwykły człowiek, mógłby pomyśleć, że naprawdę uważałeś Alexa za bohatera.”
Tak, ale bardzo wielu ludzi wzięło Alexa za bohatera; doświadczyli go tak, jak on sam się czuł. I może się nie mylili. „A Clockwork Orange” jest przesiąknięty żartobliwą ironią (nie, nie mamy aprobować tego, co robi Alex), a jednak w jego konstrukcji kryje się podstępna dwuznaczność. A w filmie „Kubrick by Kubrick”, kiedy Kubrick opowiada o spektakularnej precyzji, z jaką tworzył swoje filmy, ta dwuznaczność staje się jeszcze większym paradoksem. Kiedy ogląda się film Kubricka, reżyser zdaje się obcować z widzami niczym niewidzialna siła, unosząca się w tle niczym Bóg. Wszystko w filmie Kubricka jest ci dostarczone; każdy jego aspekt jest wizualnie, logicznie, przestrzennie, metafizycznie zbudowany. A jednak w każdym przypadku to, co zawiera ta kunsztowna struktura, w samej swej konkretności jest tajemnicą. Kubrick kontrolował każdy najmniejszy wymiar swoich filmów. Z wyjątkiem tego, co one znaczą.