Droga do Pisgah Astronomical Research Institute (PARI) jest jedną z tych górskich spraw, które są zarówno pogodnie malownicze, jak i szokująco zdradliwe. Dzięki licznym spadkom i zakrętom zmusza kierowców do zwolnienia tempa i rozkoszowania się scenerią, aby nie zostać zrzuconym z góry lub nie wpaść w gaj cykuty. Wkrótce jednak niekończący się las rozstaje się, a goście skręcają na kampus PARI. Wszystko wydaje się zupełnie normalne. Dopóki nie zobaczy się imponującej wartowni w stylu wojskowym. Jest pusta i widnieją na niej przyjazne znaki nakazujące zwiedzającym kontynuowanie jazdy. Ale co ta rzecz tu robi?
Chwilę później pojawia się zrozumienie: Widzisz olbrzymie paraboliczne teleskopy; niskie budynki z niebieskiej cegły rozrzucone w dolinie; setki miejsc parkingowych zajętych przez kilkadziesiąt samotnych samochodów. To jest obserwatorium astronomiczne. Miejsce to jest imponujące – wręcz ogromne – i nieprawdopodobne. Prawie jak tajne legowisko z filmu o Jamesie Bondzie, kryjówka złoczyńcy pragnącego dominacji nad światem.
Nic tak nikczemnego nie dzieje się w PARI dzisiaj. Ale czy kilkadziesiąt lat temu? Nie możemy być całkowicie pewni.
Rosman wznosi się, a potem znika
W 1962 roku, rok po tym, jak prezydent John F. Kennedy zainaugurował wyścig kosmiczny, National Aeronautics and Space Administration (NASA) potrzebowała nowego obiektu gdzieś na Wschodnim Wybrzeżu, aby śledzić swoje bezzałogowe satelity i załogowe loty kosmiczne. Miejsce, które wybrali było na południowy zachód od Brevard, trochę więcej niż osiem mil w linii prostej, w sercu Pisgah National Forest.
Nazwany Rosman Satellite Tracking Station, obiekt został poświęcony przez NASA w październiku 1962 roku, obejmował milę kwadratową, i wyposażony w 19 anten radiowych, które mogły odbierać sygnały z kosmosu dzień lub noc, niezależnie od pokrywy chmur. Patrząc z perspektywy czasu, NASA prawdopodobnie nie mogła wybrać lepszego miejsca: Nie tylko był tam naturalny kształt misy do terenu, który pomógł osłonić go od zakłóceń radiowych, ale brak pobliskich linii przesyłowych energii lub regularnych lotów linii lotniczych nad głową był dużym plusem.
Podczas 19 lat służby dla NASA, Rosman zatrudniał w górę 450 osób w szczytowym momencie, i odegrał rolę pomocniczą we wszystkich lądowaniach Apollo na księżycu. Ale rządowe priorytety uległy zmianie i w 1981 roku Rosman przeszedł w drugą fazę swojego istnienia pod auspicjami Departamentu Obrony.
Jest wiele spekulacji na temat tego, co działo się w Rosman podczas Zimnej Wojny, kiedy to stał się ściśle tajnym miejscem niedostępnym dla wszystkich oprócz tych z odpowiednimi uprawnieniami. Ze wszystkimi wyrafinowanymi antenami radiowymi, można bezpiecznie założyć, że technicy przechwytywali tam w jakiś sposób sowiecką komunikację satelitarną. Ale możemy nigdy nie być pewni.
Jedną rzeczą, którą wiemy, jest to, że Związek Radziecki myślał o tym obiekcie na tyle, by mieć swoje własne satelity szpiegowskie na oku. Wiedząc, że są obserwowani, ludzie w Rosman postanowili wysłać przyjazną wiadomość i namalowali wielką uśmiechniętą buźkę na szerokiej na 15 stóp radiowej antenie satelitarnej, chytrze mrugając do drugiej strony. Ta antena, nazwana „Smiley”, stoi tu do dziś, jedna z niewielu pozostałych wskazówek dotyczących roli tego miejsca w tamtych czasach.
Po zakończeniu zimnej wojny rząd nie widział jednak potrzeby dalszego utrzymywania tego miejsca. I tak, w 1996 roku, Rosman został wyłączony z eksploatacji. Najbardziej wrażliwy sprzęt został wywieziony, a teren został przekazany Służbie Leśnej USA. Rząd federalny wydał setki milionów dolarów na budowę i utrzymanie tego obiektu przez lata. Jednak teraz, nie widząc potrzeby używania pozostałych anten do szpiegowania okolicznych sów i niedźwiedzi, Służba Leśna zaplanowała rozbiórkę obiektu i pozwolenie naturze na ponowne przejęcie władzy. Według wszelkich rachunków wyglądało na to, że bieg Rosmana jest skończony.
Photo by Alex Armstrong photograph by Edgar Payne
Ratownictwo
Na szczęście pojawił się ktoś, kto miał co innego na myśli. Mieszkaniec Greensboro, Don Cline, od zawsze interesował się gadżetami i technologią. Po sprzedaniu swojej firmy produkującej sprzęt do testowania telefonów w 1996 roku i oficjalnym przejściu na emeryturę, rozejrzał się dookoła i zobaczył, że Stany Zjednoczone zostają w tyle w dziedzinie nauki. Postanowił wykorzystać swoją emeryturę i zasoby, aby pokazać ludziom w każdym wieku, że kariera naukowa jest możliwa i ekscytująca.
„Każda osoba powinna mieć możliwość doświadczenia praktycznej nauki i zdecydować, czy jest to coś, co ją interesuje i lubi robić”, mówi.
Jako część swoich wysiłków, Cline przekazał pieniądze na budowę obserwatoriów z teleskopami odbijającymi na dwóch uczelniach w Północnej Karolinie, a także nowego centrum dla zwiedzających w istniejącym obserwatorium dla innej szkoły w stanie. W pewnym momencie tego procesu, Cline dowiedział się o Rosman i jej starych antenach radiowych. Pojechał na wizytę w 1997 roku, myśląc, że jedna z nich może zostać przeniesiona i wykorzystana jako teleskop na pobliskim uniwersytecie.
Kiedy przybył do Rosman, jednak Cline musiał się śmiać z tego, co zobaczył. Anteny radiowe były masywne, największe dwie stały 150 stóp wysokie i ważyły 350 ton nad ziemią. Nie było mowy o tym, by gdziekolwiek się wybierały. Wtedy pojawił się kolejny pomysł: Dlaczego nie przekształcić opuszczonego miejsca w najnowocześniejsze centrum nauki? Potrzeba było kilku lat, dużego czeku i ustawy Kongresu, ale Cline znalazł sposób i w styczniu 1999 roku narodził się nowo nazwany Pisgah Astronomical Research Institute.
Nowe życie
Dziś PARI posiada cztery teleskopy radiowe, 12 teleskopów optycznych i 50 instrumentów do badań Ziemi, które mierzą takie rzeczy jak pogoda i ruchy płyt granicznych. Wszystkie teleskopy, z wyjątkiem dwóch największych, są podłączone do sieci i mogą być obsługiwane zdalnie (po odpowiednim przeszkoleniu i podaniu hasła). Cały obiekt jest nastawiony na zapewnienie możliwości naukowych dla każdego „od małego do szarego”, jak to ujął Cline. Od studentów do emerytów, niezależnie od tego, czy ich zainteresowanie jest w gwiazdach czy pod ziemią, PARI jest otwarte dla każdego, kto chce się zaangażować i zbadać.
Cline szacuje, że PARI dociera do ponad 24 000 osób rocznie. Jednym z przykładów jest Ashini Modi, niezwykła 10-letnia dziewczynka z Shreveport w stanie Luizjana. Po przeczytaniu artykułu o czarnych dziurach, Modi (której imię oznacza zarówno „nadzieję”, jak i „błyskawicę”) chciała sprawdzić, czy czarne dziury, które mogła obserwować w naszej Drodze Mlecznej, nadal istnieją.
Dowiedziała się o PARI i skontaktowała się z Christi Whitworth, dyrektorem edukacyjnym placówki, która szybko dostrzegła talenty młodej dziewczyny i została jej mentorem. Modi otrzymała dostęp do korzystania z urządzeń PARI przez Internet, aby prowadzić własne badania z odległości prawie 800 mil.
„Radioteleskop Smiley pomógł mi zebrać dane i zbadać efekt Dopplera”, mówi Modi. „Zrobiłam to badając prędkość neutralnego wodoru w obszarach z czarnymi dziurami i bez nich. Smiley otworzył przede mną wiele nowych drzwi ciekawości.”
Photo by Alex Armstrong photograph by Edgar Payne
Ultimately entitled „Black Holes – Nature’s Ultimate Whirlpool,” Modi’s project won her local and regional science fairs in the Physics and Astronomy categories. Zawdzięcza to Whitworth i PARI.
Gdy ktoś taki jak Modi uświadamia sobie radości i nagrody płynące z nauki, sprawia, że ponad 20 milionów dolarów, które Cline przeznaczył na PARI i inne centra nauki w całym stanie, jest warte zachodu.
„To właśnie uważam za zwrot z tej inwestycji”, mówi.
Wszystko polega na tym momencie odkrycia.