Philip Deloria dołączył do Wydziału Historii w zeszłym miesiącu jako pierwszy profesor zwyczajny Harvardu w historii rdzennych Amerykanów, „years-in the-making” hire that department chair Daniel Lord Smail described as „tremendous.”On jest kompletnym pakietem na wiele sposobów”, powiedział Smail, który nazwał Delorię „wiodącym autorytetem w historii rdzennych Amerykanów i niesamowicie charyzmatycznym nauczycielem.”
„On może nauczać na wiele tematów – nie tylko rdzennych Amerykanów, ale amerykańskich studiów w ogóle,” powiedział Smail. „Nasze potrzeby w obszarach jego zainteresowań mogą łatwo przekroczyć jego możliwości.”
Deloria, który jest z pochodzenia Dakotą, dorastał w domu często odwiedzanym przez rdzennych Amerykanów „organizatorów, muzyków i dziwnie interesujących ludzi.” Jego ojciec, Vine Deloria Jr, był siuksowskim autorem, aktywistą i wybitnym historykiem. Jego dziadek był czołowym rdzennym księdzem episkopalnym, a jego ciotka, Ella Deloria, była ważnym antropologiem. Mężczyźni z poprzednich dwóch pokoleń pełnili funkcje przywódcze w grupie Yankton Narodu Dakota i w Kościele Episkopalnym. Deloria jest również prawnukiem malarza portretowego Thomasa Sully’ego.
Wielowarstwowa przeszłość Delorii obramowała okrężną drogę akademicką, która prowadziła od studiów licencjackich w zakresie muzyki do jego pierwszej pozycji nauczycielskiej na Uniwersytecie Kolorado, a następnie na Uniwersytecie Michigan, gdzie nauczał studiów rdzennie amerykańskich i był zastępcą dziekana ds. edukacji licencjackiej.
Smail ma nadzieję, że Deloria wykorzysta swoje umiejętności administracyjne, aby pomóc wzmocnić połączenia wydziału z innymi wydziałami i ośrodkami w całym kampusie.
„Nie ma wątpliwości, że studenci chcą kursów, które zwracają uwagę na historie ludów bez historii. Historia rdzennych Amerykanów potrzebowała czasu, aby rozwinąć się w północnoamerykańskiej akademii, ale zaczyna się rozkręcać, dzięki stypendium ludzi takich jak Phil” – powiedział Smail. „Phil jest również bardzo zainteresowany studiami nad rdzennymi mieszkańcami na całym świecie, które stały się odrębną dziedziną. Historia rdzennych Amerykanów jest bardzo podobna pod wieloma względami do historii rdzennych mieszkańców Australii, Tajwanu i wielu innych części świata. Istnieje wiele możliwości dla połączonych historii, a Phil jest zainteresowany tym rdzennym podejściem.”
The Gazette rozmawiała z Delorią o jego drodze życiowej, stypendium i tym co przed nim.
Q&A
Philip Deloria
GAZETTE: Czy możesz powiedzieć o związku łączącym twoje osobiste doświadczenia z twoim życiem zawodowym?
DELORIA: Nie dorastałam w społeczności plemiennej, ale moja edukacja była wyjątkowa pod wieloma względami. Dorastałam w ciekawym domu odwiedzanym przez indiańskich przywódców, muzyków country-rockowych i paradę niekonwencjonalnych gości. Mój tata był zaangażowany w indiańską politykę na poziomie krajowym. Mój dziadek był znacznie bliżej plemiennego świata Dakoty Południowej, zakorzenionego w jego pracy jako rdzennego duchownego w rezerwatach Pine Ridge, Rosebud i Sisseton. Kiedy w latach pięćdziesiątych Narodowy Kościół Episkopalny starał się przeorientować swoje programy dotyczące Indian, przeniósł się do Nowego Jorku, a następnie poprowadził szeroko zakrojone badania socjologiczne nad życiem Indian w Kościele w poszczególnych rezerwatach.
Mój tata został dyrektorem Narodowego Kongresu Indian Amerykańskich (NCAI) w 1964 roku i udał się po radę prosto do mojego dziadka, który utrzymywał krajową sieć indiańskich liderów. Po trzech latach kierowania NCAI, mój tata napisał „Custer umarł za twoje grzechy” i kilka innych książek, które spopularyzowały indiańską politykę opartą na prawach traktatowych i suwerenności.
Mój dziadek był biegłym mówcą w języku Dakota, gawędziarzem i piosenkarzem. Wśród wielu Indian nagrywanie na taśmę było naprawdę popularne w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, a ludzie robili i przekazywali sobie te taśmy. Przy każdej nadarzającej się okazji ja i mój brat nagrywaliśmy mojego dziadka opowiadającego historie i śpiewającego piosenki. W pewnym momencie nagrał z nich płytę. Tak więc od mojego taty widziałem, jak rozgrywała się polityka lat 60. i 70.; od dziadka otrzymywałem trochę edukacji kulturalnej w cztery oczy. Obie te rzeczy stały się teraz ważne w sposobie, w jaki myślę o historii i staram się ją opowiadać.
GAZETTE: Studiowałeś muzykę jako student, i jesteś znany z tego, że zaczynasz wykłady od serenady na pianinie lub gitarze akustycznej. Jaka była Twoja droga naukowa?
DELORIA: Grałam na puzonie w szkole średniej i dostałam stypendium na studia muzyczne na Uniwersytecie Kolorado. Przez dwa lata zajmowałam się wykonawstwem. Ale nie udało mi się – i odkryłam, że naprawdę kocham grać na gitarze. Bycie profesjonalnym muzykiem zaczęło wyglądać jak niemożliwe do zrealizowania życie, zważywszy na to, że na świecie jest tylu naprawdę dobrych puzonistów. Powinienem zauważyć, że kiedy zbierają się gitarzyści, jestem najgorszy, więc przyjąłem życie jako rezerwowy basista. Nigdy nie straciłem miłości do muzyki, ale zawsze dawała mi ona lekcję pokory. Przez dwa lata uczyłem orkiestrę w szkole średniej i grałem na pół etatu w oryginalnym zespole, potem w punkowo-folkowym trio, a na końcu w zespole weselnym. Mój muzyczny upadek był kompletny, od symfonii do wesel. Zacząłem zajmować się teledyskami, pracowałem przy wielu sesjach zdjęciowych dla zespołów z Los Angeles, które przyjeżdżały do Kolorado, żeby zrobić demówki. W pewnym momencie mój tata powiedział: „Słuchaj, jeśli zamierzasz po prostu zepsuć sobie życie, dlaczego nie zdobędziesz inicjałów po swoim imieniu, kiedy będziesz to robił?”
Wróciłem do szkoły, aby zdobyć tytuł magistra dziennikarstwa i zostałem montażystą wideo na nocnej zmianie. Robiłem reklamy samochodowe i przemysłowe, a w końcu projekt dokumentalny, „Eyanopapi: The Heart of the Sioux”, o roszczeniach Lakotów do ziemi w Black Hills w Południowej Dakocie. To był mój powrót do całej historii, która była w mojej rodzinie od dawna.
Miałem szczęście wziąć, jako cognate w moim programie absolwent w Colorado, Patricia Nelson Limerick historii amerykańskiego Zachodu klasy, która w zasadzie nauczał wersję jej ważnej książki „Legacy of Conquest.” Uwielbiałem tę klasę i zacząłem pisać dwie iteracje zadań, przedkładając satyryczną wersję pod pseudonimem. Patty ma piękne, dziwaczne poczucie humoru i podjęła wyzwanie rozgryzienia swojego tajemniczego studenta – co w końcu doprowadziło do rozmowy o rozpoczęciu programu doktoranckiego. Starałam się o stypendium Fulbrighta do Australii, aby nakręcić kolejny dokument o rdzennych mieszkańcach. Nie dostałem go. W międzyczasie jednak Patty kazała mi złożyć podanie do Yale.
Nie miałem pojęcia, co tam robię. Kim byłem? Dwukrotnie nieudanym muzykiem, zastępczym nauczycielem zespołu, nocnym redaktorem, w zasadzie cały czas spłukanym. Byłem przerażony, ale miałem wspaniałą partnerkę, moją żonę, Peggy Burns, która przyjęła całą tę przygodę. Każdego tygodnia po seminarium pytała mnie: „Czy powiedziałeś coś w tym tygodniu?”. Odpowiedź, przez prawie cały pierwszy rok, brzmiała „nie.”
Ale nauczyłem się. Wszystkie te zajęcia i (ewentualne) rozmowy w rzeczywistości nauczyły mnie, jak myśleć. Pomysł na moją pierwszą pracę doktorską, która stała się moją pierwszą książką („Playing Indian”), eksplodował w moim mózgu w coś około 30 sekund pewnego dnia na wykładzie. Nigdy nie miałem innego podobnego doświadczenia. Wróciliśmy z żoną do Colorado, gdzie pracowała dla Xeroxa, podczas gdy ja próbowałem zrealizować pracę doktorską. Byłem adiunktem w Colorado, a potem, w 1994 roku, dostałem tam pracę. Warto zaznaczyć, że był to ten sam wydział, w którym pracował mój ojciec. W pewnym momencie dzieliliśmy nawet biuro! W 2001 roku przeniosłem się do Michigan, miejsca niezwykle wspierającego stypendia, które zachęciło mnie również do przyłączenia się do innych w budowaniu światowej klasy programu studiów nad rdzennymi Amerykanami. Tam przeszłam przez świat administracji akademickiej, który – ku mojemu zaskoczeniu – pokochałam. Każdego dnia patrzę w lustro i podziwiam, że w jakiś sposób udało mi się stanąć na nogi. I jestem wdzięczna.
GAZETTE: Co nie możesz się doczekać, aby tu robić?
DELORIA: Harvard jest pełen niesamowitych możliwości. Ma historię z rdzennymi mieszkańcami, która sięga oczywiście czasów jego założenia, ale także nowsze zaangażowanie, które datuje się – jak większość instytucjonalnych programów Native American Studies – na początek lat 70-tych. Program Harvard University Native American Program (HUNAP) jest jednym z mocnych filarów, poświęconym nie tylko tworzeniu społeczności i wsparciu dla rdzennych studentów na kampusie, ale także programowi nauczania budowania narodu i wszelkiego rodzaju zaangażowaniu w życie społeczności. Kolejnym filarem jest Harvard Project on American Indian Economic Development, wciąż silny po trzech dekadach ważnej pracy. Jest też wielu członków wydziału zainteresowanych sprawami rdzennych Amerykanów: Kay Shelemay w muzyce, Matt Liebmann w antropologii, Dan Carpenter w naukach politycznych, Ann Braude w Divinity School, David Jones w historii nauki, między innymi. W ciągu ostatnich kilku lat Harvard może się pochwalić dużą liczbą stypendystów Radcliffe i stypendystów podoktorskich. Rdzenni studenci są tutaj wspaniali i jest wielu studentów z całego świata, którzy są zainteresowani studiami rdzennymi. Chcę się przyłączyć i zrobić, co w mojej mocy, aby pomóc nam wyobrazić sobie coś na Harvardzie, co jest jeszcze większe niż suma tych wszystkich bardzo silnych części.
GAZETTE: Jest Pan pierwszym profesorem historii w dziedzinie rdzennych studiów amerykańskich. Co wiąże się z tym kwalifikatorem?
DELORIA: Chcę robić rzeczy. Istotną częścią tego będzie wywieranie pozytywnego wpływu na studentów Harvardu, którzy będą przyszłymi liderami w Kraju Indian, oraz pomoc w szkoleniu absolwentów, którzy będą rozwijać tę dziedzinę. Inną ważną częścią będzie moje własne stypendium. Ale chciałabym również, aby studenci i studia rdzennych Amerykanów na Harvardzie byli bardziej widoczni w Native American and Indigenous Studies Association i innych organizacjach naukowych, które napędzają krajową konwersację. Myślę też, że istnieją fantastyczne możliwości zaangażowania się w znaczącą międzynarodową obecność Harvardu. Mam szczęście, że udało mi się nawiązać kontakty z naukowcami zajmującymi się studiami rdzennymi w Australii, Aotearoa/Nowej Zelandii, Tajwanie, Japonii, Finlandii i Kanadzie. Chciałbym rozwinąć je głębiej, być może w kontekście instytucjonalnym.
Jestem też trochę osobą zajmującą się muzeami i wydaje mi się, że w tym obszarze również jest wiele możliwości. Harvard jest elitarną instytucją, która jest świadoma swoich zobowiązań do prowadzenia krytycznych rozmów na temat sprawiedliwości i równości, polityki, przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Rdzenni mieszkańcy mają fundamentalne znaczenie w tych rozmowach, choć często jesteśmy w nich pomijani. Chciałbym użyczyć mojego głosu w jakikolwiek sposób mogę upewnić się, że tak nie jest, że zawsze zatrzymujemy się, aby pomyśleć dwa razy o rdzennych Amerykanach i rdzennych ludach i kwestiach.
Ten wywiad został zredagowany i skondensowany.