Znamy się już wiele razy przed tą rozmową: pijąc kombuchę domowej roboty w mieszkaniu, które dzieli z rodziną. Jest wiecznie ożywiona, uśmiechnięta, gościnna. Mam wrażenie, że na każde pytanie, które jej zadam, odpowie z taką samą szczerą przejrzystością.
***
Zawsze interesowała mnie zabawa i ubrania. W dzieciństwie urządzałam pokazy mody i paradowałam w tym, co mieliśmy w szafach. Później, w latach 90., kiedy zacząłem pracować z jednokanałowym wideo, oczywiście interesowało mnie to, jak wyglądam jako performer. Zainspirowały mnie prace performatywne z lat 60. i 70., ale estetyka artystów pracujących wtedy zawsze polegała na „przyjdź taki, jaki jesteś”. Pomyśl o Bruce’ie Naumanie, Marthcie Rosler, Williamie Wegmanie czy nawet Joan Jonas. Ja, z drugiej strony, miałem już wtedy MTV i popkulturę. Dla tych muzyków i artystów kostium był zawsze najważniejszy, a ja zastanawiałam się, jak mogę celowo wejść w swoją przestrzeń jako performerka. Czułem, że jako performer potrzebuję kostiumu, czegoś odrębnego od tego, co noszę na co dzień. Kiedy robiłam „Kiss My Royal Irish Ass” w 1993 roku, miałam na sobie stanik i stringi, ale wiedziałam, że nie mogą być czarne ani czerwone – musiały być zielone. Chciałam czegoś nieco śmiesznego; niczego, co można by pomylić z seksem. Jaskrawo zielony stanik i majtki nie są narzędziami uwodzenia, są po prostu głupie. Później, kiedy robiłem „Linię” w 1996 roku, inspirowałem się „Le Mépris” Jeana Luca Godarda. Byłam jedyną performerką, więc musiałam zasygnalizować, że gram różne role. Owinąłem się czerwonym ręcznikiem wokół ciała lub założyłem blond perukę, żeby zagrać postać Brigitte Bardot, a żeby zagrać postać Michela Piccoli, założyłem kapelusz z ciasta wieprzowego. Takie proste rzeczy. Zazwyczaj używałam rekwizytów bez polotu, cokolwiek miałam pod ręką. Nie miałam wielkich atutów, więc musiałam być zaradna, wiesz, w sposób, w jaki dzieci robią przedstawienia: 'Użyjmy tego ręcznika łazienkowego, żeby był szatą króla, albo zróbmy z tego krzesła zamek króla.’
W mojej rodzinie nie było nikogo artystycznego w konwencjonalnym sensie, ale moja babcia nieustannie robiła na drutach i szyła. Uszyła tak wiele moich ubrań, kiedy dorastałam: to było niemal obsesyjne. Jako dziewczynka pamiętam, że byłam sfrustrowana, bo właśnie wyszedł remake „Wielkiego Gatsby’ego” z Mią Farrow i Robertem Redfordem, a ja bardzo chciałam mieć sukienkę z opuszczoną talią, w stylu lat dwudziestych, jak w filmie. To był szczyt kultury centrum handlowego, ale nie mieliśmy zbyt wiele pieniędzy, więc moja babcia zasugerowała, żebym wzięła wzór sukienki, która mi się podobała i po prostu dodała pięć centymetrów do bioder i obniżyła talię. Uświadomienie sobie, że mogę robić takie rzeczy, było dla mnie objawieniem. Później, kiedy wyszła „Gorączka sobotniej nocy”, uwielbiałam te wszystkie dyskotekowe sukienki. Mieszkałam w małym miasteczku Massachusetts, gdzie nawet gdybym miała pieniądze, nie było gdzie kupić tego typu ubrań. Zamiast tego po prostu poszłam i kupiłam trochę nylonu qiana, tej przylegającej, błyszczącej, syntetycznej tkaniny i zaczęłam szyć. Więc już jako nastolatka szyłam te wszystkie ubrania, ubrania na znacznie bardziej wystawne życie niż to, które miałam. Pamiętam, jak moja siostra była naprawdę przerażona i powiedziała naszej matce: „Musisz ją powstrzymać, wygląda jak głupia. Nie pójdę z nią do szkoły”. Uszyłam sobie taką wersję cygańskiego kostiumu Yves Saint Laurenta, z wielką lejącą się spódnicą i chłopską bluzką. We włosy wpięłam bandanę i włożyłam w nie spinki. Naprawdę musiałam wyglądać jak dziwoląg. Ale zarówno moja mama, jak i babcia zachęcały mnie do tego, a dla mnie było to prawdziwe twórcze ujście. Moja mama miała takie słynne powiedzenie – „Chodźmy na zakupy po pomysły!”. To było w zasadzie window shopping i miało to na mnie ogromny wpływ. Mogłem zobaczyć, co tam było i dowiedzieć się, jak stworzyć własną wersję tego.
Do czasu, gdy dostałem się do szkoły artystycznej, rzeczy zmieniły się dla mnie stylistycznie. Nie byłam w RISD dłużej niż trzy miesiące, zanim wyrzuciłam każdą pojedynczą odzież, z którą przyszłam i kupiłam całą nową garderobę w sklepach z używanymi rzeczami. Inni studenci sprzedawali swoje stare ubrania, żeby zarobić trochę dodatkowych pieniędzy w weekendy, a ja zdałam sobie sprawę, że mogłam dosłownie przekształcić się w „studentkę sztuki”, ponieważ mogłam nabyć ubrania, które inni studenci sztuki nosili, a teraz się ich pozbywali. Siła, jaką ma moda, by cię przekształcić, za pomocą haczyka lub podstępu, była tematem, który towarzyszył mi przez długi czas. W wieku trzynastu lat stałam się małomiasteczkową dziewczyną Yves Saint Laurent, a pięć lat później zmieniłam się w prawdziwą studentkę sztuki, punkową bohemistkę z Talking Heads. Ostatni raz uszyłam ubranie od podstaw prawdopodobnie po ślubie. Chciałam założyć coś wyjątkowego na nasze przyjęcie zaręczynowe, ale byliśmy tak spłukani, że nie mogłam sobie pozwolić na kupno czegokolwiek. Uszyłam przezroczystą bluzkę w kratę: to był koniec lat osiemdziesiątych. Ciągle jednak coś przerabiam; ciągle kupuję rzeczy na Ebayu i przerabiam je. Prawie wszystko, co mam, jest z drugiej ręki. Poziom mojego gustu przewyższa mój portfel, jak zwykle – to się nigdy nie skończyło.
Wielu artystów tworzy „kostiumy artysty” – dla mnie są to moje srebrne pierścionki. Noszę po jednym na każdym palcu. Ludziom, którzy nie pracują w świecie kreatywnym, może wydawać się ekscentryczne, że moje palce są pokryte metalem, ale kiedy jest się artystą, takie rzeczy zwykle pozostają niezauważone. Noszę je od urodzenia mojego pierwszego dziecka, czyli od co najmniej dwudziestu lat. Zakładam je tak, jak ksiądz zapina kołnierz. Nie dbam też o to, co mówią – trend athleisure wywarł na mnie ogromny wpływ. Mój dzisiejszy styl to swoisty mashup: bohema w stylu nauczyciela sztuki i szczurów z siłowni. Co w zasadzie bardzo dobrze opisuje również moje kolekcje mody. Kiedy robiłam 'Extra Layer’ dla New Museum, byłam zdecydowanie w klimacie art-school-collage-meets-New-York-City-gymwear. Noszę dresy z „Extra Layer” przez cały czas. Może to tylko ja, ale uważam, że jest w nich coś seksualnego: sposób, w jaki mają suwaki w niewłaściwych miejscach, albo sposób, w jaki pewne części ciała są uwydatnione – prawie jak mięso wiszące w sklepie mięsnym – przez to, jak wzór przecina ubranie. Dresy i tak już nadają ciału aerodynamiczny kształt, a kiedy wykonuję na nich podwójny nadruk, aby zrównać kształty – dres na dresie – zwracam uwagę na zabawne części ciała. Uwaga może się skupić na tych częściach ciała, których nie chciałbyś uwypuklić: na kroczu lub pachach. W tych dresach jest pewna perwersyjność. Kiedy je noszę, lubię kontrastować je z czymś takim jak lejąca się spódnica i jedwabista bluzka: Lubię mieszankę niegrzeczności i prymitywizmu. Praktyczne i perwersyjne. Lubię rzeczy, które są trochę off.
Do ubrań, które pokazuję tutaj w Aspen używam ponownie standardowych ubrań, kształtów, które wszyscy znają. Z repertuaru Print All Over Me wybrałam długą koszulę i sukienkę z halką. A potem, cóż… Czy zauważyłaś kiedyś, kiedy spacerowałaś ulicami Nowego Jorku, że wszędzie z okien wystają klimatyzatory? Cóż, czasami ludzie biorą tępe narzędzia, jak monety czy coś w tym rodzaju, i naciskają na kratki, żeby zrobić na nich scratchitti lub frottage, coś w rodzaju otarcia z ich podpisem, małą figurką czy czymś w tym rodzaju. Niektórzy mówią, że to wandalizm, ale dla mnie są to małe abstrakcyjne srebrne obrazy, które wystają w całym mieście. Za każdym razem, gdy widzę jakiś szczególnie piękny, robię mu zdjęcie. Mam teraz ogromną kolekcję. Niektóre z najlepszych wydrukowałam na ubraniach na tę wystawę – przypominają mi legion blaszanych ludzików ubranych w gestykularne ukośniki.
Często, gdy podążasz w nowym kierunku jako artysta, ludzie chcą cię popchnąć do przodu. Kiedy zacząłem tworzyć ubrania jako część mojej praktyki artystycznej, ludzie mówili: „Och, więc teraz jesteś projektantem”. Ludzie chcą cię sprofesjonalizować, prawdopodobnie dla własnej wygody. Dla mnie to bardziej ewolucja, odkrywanie, dodawanie, mieszanie niż profesjonalizacja i określanie. Tak właśnie postrzegam swoją pracę. Moje ubrania są rodzajem medytacji nad modą, tak jak są medytacją nad performansem i malarstwem – widzę to mniej jako robienie przeze mnie 'mody’ niż robienie czegoś, co myśli o modzie.
Wiele ku mojemu rozczarowaniu ludzie nie wydają się myśleć o moich ubraniach jako o czymś do noszenia. Często słyszę: „Och, to jest dobre dla ciebie, ale ja nie mogłabym tego nosić”. Wydaje im się, że jest to zbyt ekstrawaganckie, dziwne lub krzykliwe. Nie wiem, czy wzór broken gingham, którego używałam w przeszłości, był postrzegany jako zbyt dziecinny lub poszarpany. A może zbyt punkowy? Chcę, żeby ludzie je nosili. Jak widzę, ubrania są analogiczne do moich obrazów, ale mniej wyszukane. Mogą pójść w świat: talizmany procesu twórczego. Chcę, żeby były dostępnymi spin-offami. Koncepcje, z którymi pracuję, są takie same, niezależnie od tego, czy maluję, czy drukuję na odzieży: mapowanie, składanie lub obracanie jednej powierzchni na drugą, w rodzaju pasa Mobiusa. Zazwyczaj nie spotyka się tego typu wzorów w kontekście komercyjnym, choć ja zwracam uwagę na proces myślowy i dowcip, który towarzyszy projektom Martina Margieli, Comme des Garçons czy Vetements. Naprawdę doceniam, kiedy projektanci bawią się znacznikami ubrań. Bardzo szanuję tych projektantów, choć oczywiście wykonują oni swoją pracę na bardzo wyszukanym poziomie, do którego aspirowałem lub próbowałem naśladować przez całe moje życie jako konsument. Chciałam oryginału, ale dostałam przerobioną, domową wersję. Wiecznie podążam za wozem, zbierając kawałki węgla. W pewnym sensie robię swoje własne rzeczy.
Jest trochę porażki z mojej strony, jeśli chodzi o ubrania, które robię, ponieważ tak naprawdę nie docierają one do ludzi w sposób, w jaki bym chciała. Być może jest to problem marketingowy. Nie firmuję ich marką „Cheryl Donegan”, ani nawet etykietą, którą mogłabym wymyślić dla siebie, jak „Your Plastic Bag”. Wiesz, miałam kiedyś konto na Tumblr o takiej nazwie. W 2005 roku znowu byliśmy trochę spłukani i szukałam pracy na cały dzień. W pewnym momencie zamarzyło mi się założenie bloga o stylu osobistym i trochę się w to zagłębiłam, zanim lepiej się nad tym zastanowiłam. Zdałam sobie sprawę, że nie chodzi o zarabianie pieniędzy, ale raczej o gromadzenie zdjęć i osobistą estetykę. Brałam ubrania, które podobały mi się na Ebayu, a ponieważ nie mogłam kupić ich wszystkich, przenosiłam zdjęcia z mojej listy obserwowanych i umieszczałam je na blogu. Stało się to swego rodzaju szkicownikiem myśli. Robiłam to naprawdę religijnie przez pięć lat. W każdym razie, trochę dygresjonuję. Chodzi o to, że chcę, aby moje ubrania były znane i dostępne. Dobrze jest tworzyć te kolekcje pod auspicjami Print All Over Me, a ja uwielbiam ideę druku na żądanie i to, jak pozwala ona konsumentom na kreatywność. Ale chcę, żeby ludzie wiedzieli, że te ubrania są zrobione przeze mnie. Nazwa musi istnieć w świadomości ludzi, tak jak, powiedzmy, „My Plastic Bag” jest alter ego lub marką Cheryl Donegan. Chcę, aby ludzie kojarzyli kolekcje z moją pracą jako artystki w bardzo bezpośredni sposób. Istnieje możliwość i być może jest to porażka z mojej strony, że jeszcze nie wymyśliłam, jak ją wykorzystać.
Może jednym ze sposobów pójścia naprzód z tym szczególnym projektem jest myślenie o mojej praktyce artystycznej jako o „domu”. Widziałeś kiedyś „Płonący Paryż”? Myślę o „domu” w sensie kultury piłki. Dom zawsze ma w sobie mnogość, ponieważ jest w nim tak wielu członków. Zastanawiam się nad pomysłem 'The House of Your Plastic Bag’ – obrazy mogłyby być z tego domu, ubrania mogłyby być z tego domu i moglibyśmy też robić ziny z tego domu. Trudno jest być domem, kiedy jest się jedną osobą, więc może to kwestia znalezienia innych ludzi, z którymi mogłabym pracować nad tym pomysłem. Podoba mi się idea dywersyfikacji kontra monolit, i prawdopodobnie dlatego opieram się idei 'marki’. Dla mnie marka jest monolitem – monopolem z zamkniętą i stałą tożsamością. Marki muszą trzymać się pewnej jednorodności, aby nie były postrzegane jako tracące swoje poczucie „ja”, czy też „DNA” w mowie o marce. Wolę myśleć o różnych różnorodnych tożsamościach, które mogą istnieć pod tym samym parasolem.
Kiedy myślę o moim związku z zabawą i ubraniami dzisiaj, nie mogę pomóc, ale myślę o tym, jak mój mąż i ja ubieramy się jako para. Jest tam wiele komplikacji. Oboje bardzo interesujemy się modą i wyglądem, choć on o wiele bardziej niż ja jest zainteresowany łamaniem norm piękna i płci. To zabawne, bo jako kobieta mam więcej swobody i przywilejów w tym, co noszę. Mogę sobie pozwolić na mniej dydaktyczne podejście. Mogę ubierać się dla własnej wygody lub kreatywności i nie czuć się tak, jakbym musiała robić z tego użytek. Dla niego stawka za ubranie może być bardzo wysoka. Dla mnie nie muszą być. Czasami mówię do niego: „Kenny, teraz już pozłociłeś lilię. Wyciągnąłeś rękę”. Kenny lubi być tam na zewnątrz, ale nie chce też być głupcem. Kiedy czuje, że to już przesada, mówię mu, że jego strój za bardzo przypomina kostium i że musi usunąć jedną rzecz. Nie możesz mieć melonika i laski. On jest w pewnym sensie w kostiumie, ale nie chce, żeby to było zbyt oczywiste. Nie mam nic przeciwko byciu trochę bardziej w tle, kiedy wychodzimy razem, chociaż czasami muszę się trochę napompować, żeby lepiej z nim balansować. Dążę do równowagi między nami, ale szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko odgrywaniu peahen przy jego pawiu. Przyciąganie całej tej uwagi niesie ze sobą również dużą odpowiedzialność i może być sporą ulgą, gdy po prostu wtopię się trochę bardziej w tło. Kenny jest nowicjuszem w dziedzinie mody – dopiero w ostatnich latach naprawdę zaczął zwracać uwagę na to, co nosi i jaki to może mieć wpływ. Ja, z drugiej strony, myślę o wyglądzie i ubiorze przez całe życie. W jego towarzystwie mogę się trochę zmienić i nie przejmuję się tym tak bardzo. Robiłam to przez całe życie.
Cheryl Donegan jest amerykańską artystką wideo. Jej indywidualna wystawa, GRLZ + VEILS, jest prezentowana w Aspen Art Museum do 16 grudnia 2018 roku.
Anja Aronowsky Cronberg jest redaktorem naczelnym i założycielem Vestoj.