„Homeostaza, od greckich słów oznaczających 'taki sam’ i 'stały’, odnosi się do każdego procesu, którego żywe istoty używają do aktywnego utrzymywania dość stabilnych warunków niezbędnych do przetrwania.”
– Emeritus Professor Kelvin Rodolfo, w Scientific American
Chociaż słowo homeostaza zostało ukute mniej niż sto lat temu, opisuje ono zjawisko tak stare jak ludzkość. Tak długo, jak istniejemy, homeostaza – rodzaj dynamicznej stabilności – jest niezbędna dla naszego dobrego samopoczucia. Na przykład, jeśli robi nam się za gorąco, mamy mechanizmy cielesne, takie jak pocenie się, aby schłodzić nas z powrotem do optymalnej temperatury. A jeśli te mechanizmy nie działają, nauczyliśmy się stosować zewnętrzne środki równoważące: przenieść się do cienia, znaleźć chłodną wodę, którą możemy się oblać i/lub wypić. Jeśli mamy zbyt mało energii do spalenia na paliwo, stajemy się głodni. Jesteśmy zaprogramowani, aby pozostać w obrębie zestawu parametrów fizycznych, które utrzymują nas przy życiu i zdrowiu, i które odczuwamy jako „wygodne.”
Historycznie, socjologiczna homeostaza również dobrze nam służyła. Zdolność do tworzenia i utrzymywania stabilnych grup rodzinnych i większych grup roboczych – wioski, farmy czy fabryki – zwiększała prawdopodobieństwo, że grupy te będą w stanie, z czasem, prosperować i rozwijać się. Przestrzeganie mniej więcej tych samych zasad, kultywowanie i spożywanie tych samych pokarmów, posiadanie tych samych oczekiwań wobec siebie nawzajem, które sprawdzały się przez wiele lat; wszystko to było dobrym zabezpieczeniem przed nieuniknionymi zakłóceniami z zewnątrz – nieurodzajem, chorobą, inwazją. A gdy tylko niezwykłe okoliczności mijały, uczyliśmy się wracać do „normalności” tak szybko, jak to tylko możliwe. Krótko mówiąc: przez większość naszej ludzkiej historii znacząca zmiana prawie zawsze stanowiła zagrożenie dla naszego dobrobytu i należało nią zarządzać lub natychmiast ją usunąć, aby powrócić do homeostazy, czyli status quo.
Tak więc jesteśmy tutaj z tym głęboko wplecionym, starożytnym popędem w kierunku homeostazy. I zamiast służyć nam prawie cały czas, jak to miało miejsce przez tysiąclecia, teraz służy nam tylko przez pewien czas. Służy nam fizjologicznie: nadal ważne jest, aby utrzymywać nasze ciała w określonych parametrach wagi, temperatury i nawodnienia, aby zachować zdrowie i witalność. Nasze dążenie do homeostazy często służy nam również w kontaktach międzyludzkich: nadal zdrowe i ważne jest – być może bardziej niż kiedykolwiek – tworzenie i utrzymywanie silnych, stabilnych więzi międzyludzkich.
Ale organizacyjnie (a także, jak sądzę, politycznie, naukowo i ekonomicznie), będziemy musieli porzucić naszą odwieczną koncentrację na utrzymywaniu rzeczy w niezmienionym stanie, a zamiast tego nauczyć się czuć się komfortowo i znaleźć nowy rodzaj dynamicznej stabilności w stanie ciągłej zmiany. Aby przetrwać i rozwijać się dziś, jutro i w przyszłym roku, musimy na nowo okablować siebie i nasze organizacje. Musimy stworzyć alternatywy dla naszego sprawdzonego w czasie polegania na stabilności i tym, co znane – zbudować nowe sposoby myślenia i działania, które pozwolą nam zaakceptować, a nawet przyjąć ciągłe, wielopoziomowe zmiany.
Jak to zrobić? Mógłbym napisać całą książkę (i w rzeczywistości piszę – szukajcie jej w 2020 roku) o tym, jak postrzegać zmiany jako normalne i dobrze przez nie przechodzić. Ale na razie podzielę się umiejętnością, która leży u podstaw radzenia sobie ze zmianą: nauczyć się zmieniać nasze myślenie o samej zmianie.
Najczęściej, kiedy proponowana jest zmiana, która będzie miała na nas wpływ, nasze pierwsze myśli – to co mówimy sobie na ten temat – są negatywne. Mówimy sobie, że zmiana będzie trudna (trudna do wykonania, skomplikowana, niewygodna), kosztowna (czasochłonna, szkodliwa dla nas lub naszej reputacji) i/lub dziwna (nie tak postępują ludzie, nie tego się oczekuje). Kiedy mówimy sobie takie rzeczy, sprawia to, że zmiana wydaje się niemądra, a nawet niebezpieczna (antyhomeostatyczna); automatycznie nastawia nas to na stawianie oporu lub nawet sabotowanie zmiany.
Na szczęście dla nas wszystkich, możemy zdecydować się mówić do siebie inaczej. Możemy skupić się na tym, w jaki sposób zmiana może być łatwa (prostsza niż obecne podejście, którego się nauczyliśmy, lub szybsza), satysfakcjonująca (dać mi coś, co cenię, jak ulepszone relacje, lub nowe umiejętności) i normalna (to może być sposób, w jaki wszyscy to robimy, lub w ten sposób robią to wspaniali ludzie).
Proponuję, abyś spróbował tego następnym razem, gdy zostanie ci zaproponowana zmiana. Zauważ, jak mówisz do siebie na ten temat, i jeśli twój wewnętrzny dialog zmierza w kierunku trudnego, kosztownego i dziwnego, zobacz, jak możesz zamiast tego mówić do siebie o tym, jak ta zmiana mogłaby być naprawdę łatwa, satysfakcjonująca lub normalna. Możesz być zaskoczony, jak ta prosta wewnętrzna zmiana może natychmiast sprawić, że poczujesz się bardziej otwarty i ciekawy możliwości tkwiących w zmianie. Powodzenia – i proszę, daj mi znać, jak to działa.