W ten weekend Wilson zaprezentuje swoją produkcję „Turandot” Pucciniego w Lithuanian Nation Opera. Ta produkcja słynnego twórcy pochodzi z Teatro Real de Madrid, a następnie zostanie przeniesiona do trzeciego teatru współtwórcy w Toronto. Przed premierą reżyser spotkał się z publicznością, a także odpowiedział na kilka pytań OperaWire.
Robert Wilson nie jest jednym z tych, którzy odpowiadają bezpośrednio na pytania, ale to tylko dlatego, że ma o wiele więcej do powiedzenia i do przekazania. Na początku imprezy moderator poprosił go o porównanie podejścia do jego „Turandot” i innego dzieła Pucciniego „Madama Butterfly”. Milczał przez dwie minuty i przedstawił krótką notkę historyczną o legendzie „Turandot” przekształcającej się w operę w ciągu wieków.
Ale potem wykonał poważny zwrot w lewo.
„Dziś rano oglądałem w telewizji Lady Gagę. Wygrała Oscara. Była świetna, wiesz,” zauważył z zaskoczeniem. Opowiedział historię o tym, jak siedem lat temu zadzwoniła do jego biura, aby umówić się na „randkę”. Dwa tygodnie po tej „randce” zadzwoniła do niego i poprosiła, aby opowiedział jej o teatrze.
„Wiesz, Gaga, w teatrze najważniejsza jest ostatnia sekunda, a następna jest pierwsza sekunda. Czasami, jeśli dobrze ustawisz ostatnią sekundę, wybaczą ci wszystko, co zrobiłeś przez całą noc.”
To zasada, której trzyma się do dziś.
„Robiąc 'Turandot’, zawsze starałem się dowiedzieć, co jest tą ostatnią sekundą. A potem, od czego zaczęliśmy. A potem, jak narysowałbyś linię od pierwszej do końca.”
Tym zdaniem Wilson pokazuje niesamowicie praktyczne podejście projektanta do swoich produkcji operowych.
„Teatr jest o jednej rzeczy. A jeśli nie jest o jednej rzeczy – jest zbyt skomplikowany.”
A znalezienie tej „rzeczy” jest jego życiowym zadaniem.”
„To może być cokolwiek, ale kiedy już to wiesz, możesz to rozwinąć w bardzo złożony sposób. Złożony, ale nie skomplikowany.”
Co to jest w kontekście jego „Turandot?”
„Kiedy widzimy Turandot po raz pierwszy, jest w powietrzu, bardzo wysoko, sama. Na końcu stoi blisko widowni, a cały zespół i Calaf stoją z tyłu, w oddali. Więc ona ciągle stoi sama.”
A co z tym pocałunkiem, kiedy ona prawdopodobnie przestaje „stać sama?”
„Zobaczyłem, że całuje się z tym głupim facetem i… zrobiłem coś dramaturgicznie – natychmiast ją cofnąłem. Więc pozostała mściwa, potężna i chciwa.”
For Stillness’ Sake
Więc jak Robert Wilson odnajduje swój ikoniczny styl?
Wszystko zaczyna się od stworzenia alternatywnego wszechświata. A historia z „Turandot” pasuje tu idealnie. To bajka, więc nie oczekujcie od Boba Wilsona, że ją urzeczywistni. Wszystko powinno być odwrotnie niż w rzeczywistości: przestrzeń, światło, ruch.
„Scena jest niepodobna do żadnej innej przestrzeni. Nie znoszę naturalizmu. Być na scenie to coś sztucznego. A jeśli próbujesz zachowywać się naturalnie, to wydaje się to sztuczne. Ale jeśli zaakceptujesz to jako coś sztucznego, staje się to bardziej naturalne.”
Mając to na uwadze, pierwszym ważnym krokiem Wilsona jest pokazanie aktorom, jak stać na scenie. Dla słynnego reżysera jest to najważniejsza umiejętność, ale wydaje się też najtrudniejsza. W rzeczywistości, według Wilsona, w zachodnich teatrach nikt nie uczy śpiewaków, jak stać na scenie.
„Każdy śpiewak, każdy aktor musi stać na scenie. I powinieneś nauczyć się stać, stojąc. Potem nauczyć się chodzić, chodząc. Ta praca jest formalna. A to, jak stoisz, ma zasadnicze znaczenie. Dotyczy ona ruchu i bezruchu.”
Cytował w tym względzie Ezrę Pounda: „Czwartym wymiarem jest bezruch. I władza nad dzikimi bestiami”.
Pracując z tymi podstawowymi umiejętnościami, reżyser odnalazł swoją wolność i skoncentrował się na głównym medium operowym – dźwięku.
„Jeśli idę do opery, naprawdę chcę usłyszeć muzykę. Zamykam oczy. Wyzwaniem jest więc znalezienie sposobu, w jaki mogę utrzymać oczy otwarte? Jak to, co widzę, może mi pomóc lepiej słyszeć muzykę?”
Utrzymanie jego stylu
Jak dzieli się swoim podejściem z dyrektorami muzycznymi? W swoim życiu pracował bezpośrednio z kompozytorami na estradzie, jak również z innymi interpretatorami – dyrygentami. Ale w tym pytaniu, różnica jest tylko w osobowościach, nie w ich statusie. Inną sprawą jest źródło.
„Puccini napisał 'Turandot’, nie mogę go przepisać, tak samo jak nie mogę przepisać Szekspira czy Wagnera. Trzeba więc oddać szacunek Mistrzowi, ale jednocześnie uważać, by nie stać się niewolnikiem. Trzeba znaleźć własną drogę.”
Wilson toruje sobie drogę, balansując produkcję wokół źródła. „Jeśli dyrygent chce podnieść tempa, ja mogę zwolnić to, co jest na scenie. Istnieje napięcie między tym, co słyszę, a tym, co widzę.”
A wszystko to są tylko ramy, które mają cię zaprowadzić gdzie indziej. Zaczyna się od czegoś bardzo prostego, jak pojedynczy ruch. Wilson chce, by był on tak prosty, jak to tylko możliwe, nawet mechaniczny. Bo jeśli zrobisz to mechanicznie, będziesz miał swobodę interpretacji. I to jest właśnie powód prawdziwego piękna na scenie.
„Dlaczego tylko jeden tancerz wydaje się tak piękny, skoro wszyscy wykonują te same kroki. Ale ważne jest to, jak się czują w tej formie. I to jest właśnie ta rama. Raz poznana, daje wolność. To dużo pracy: nauczyć się i być wolnym.”
Czy w ten sposób stał się mechaniczny w swoim własnym stylu? Jego formuła wydaje się być taka sama dla każdego źródła, ale wyniki są zawsze inne. Niektórzy krytycy mówili, że to za mało i nazywali wykonanie „Turandot” w Madrycie „operą na koncercie”. On uważa, że to jest w porządku. Jego styl jest kluczowy, a on po prostu stara się, aby każdy jego projekt operowy był piękny.
Wrażliwość Wilsona jest zupełnie inna i publiczność powinna liczyć ją do swoich oczekiwań.
„Jestem z Teksasu i krajobraz Teksasu we wszystkich moich pracach”.
To po prostu leży w jego naturze. On potrzebuje przestrzeni. I potrzebuje dawać przestrzeń innym. I muzyce. I właśnie dlatego robi opery. Aby dać przestrzeń i wolność muzyce.
To jest wywiad dla Operawire.com, można go również tam przeczytać.