Było już późno – zaledwie godzinę przed zachodem słońca 25 stycznia 2018 roku – a oni wciąż nie dotarli na szczyt. Cienie wysokich himalajskich szczytów wydłużały się z każdą sekundą, okrywając ciemną zasłoną okoliczne doliny i sprawiając, że powietrze było tak zimne, że każdy oddech stawał się bolesny. Elisabeth Revol, szczupła, 38-letnia francuska alpinistka z czterema ośmiotysięcznikami w życiorysie, filmowała krajobraz, gdy rozpoczynali ostatnie podejście. Jej kamera obracała się w lewo, potem w prawo, rejestrując stromy teren oraz śnieg i lód przeplatany łysymi skałami.
Na sekundę kadr zatrzymał się na jej partnerze, Tomaszu Mackiewiczu, polskim wspinaczu, który od dekady ma obsesję na punkcie wspinania się na Nanga Parbat zimą. To była jego siódma próba wejścia na tę górę i nigdy wcześniej nie próbował zdobyć innego ośmiotysięcznika. Tego dnia Tomasz był wolniejszy od Elisabeth. Na filmie był około 300 stóp za nią, ledwo widoczny, mała czarna kropka poruszająca się w górę po lśniąco białym zboczu.
Elisabeth wyłączyła kamerę, wyciągnęła swój GPS i zarejestrowała ich pozycję. Była zaledwie 300 pionowych stóp od zostania pierwszą kobietą, która wspięła się na Nanga Parbat zimą. Pogoda była stosunkowo spokojna. Nie było prawie żadnego wiatru; temperatura oscylowała wokół minus 22 stopni Fahrenheita. Ale to się zmieni, gdy zajdzie słońce. Wzmogłyby się wiatry, a temperatura spadłaby do minus 60 stopni. Musieli się ruszyć.
Poczekała na Tomasza i ruszyli dalej. Elisabeth powiedziała później polskiej telewizji TVN, że razem dotarli na szczyt – 2660 stóp – o zmierzchu. (Elisabeth odmówiła rozmowy z Outside przez swojego przedstawiciela) Zapytała Tomasza, jak się czuje. „Nie widzę cię”, powiedział jej. „Nic nie widzę.”
Elisabeth wiedziała, co to oznacza. Ślepota jest objawem ostrej choroby górskiej, stanu, który w ostateczności może doprowadzić do śmierci. Musiała sprowadzić go na tyle nisko, by mógł otrzymać więcej tlenu do organizmu (wspinali się bez dodatkowych zbiorników). Ale w miarę jak zostawiali za sobą szczyt, Tomasz stawał się coraz wolniejszy. Wkrótce ledwo mógł się poruszać. Elisabeth przełożyła jego rękę przez swoje ramię i razem schodzili coraz niżej, z każdym krokiem zwiększając jego szanse na przeżycie, choć nieznacznie.
Do czasu, gdy zeszli do wysokości 25 900 stóp – tuż poniżej tak zwanej strefy śmierci – Tomasz miał problemy z oddychaniem. Kiedy poluzowała mu się maska, Elisabeth mogła zobaczyć krew płynącą z jego ust, a jego nos był biały od odmrożeń.
O 23:10 wyciągnęła urządzenie satelitarne InReach i wysłała SMS-a do trzech osób: swojego męża, Jean-Cristopha, żony Tomasza, Anny i przyjaciela Elisabeth, Ludovica Giambiasi. Poprosiła ich o przysłanie helikopterów, które pomogłyby im zejść na dół. Podczas gdy przyjaciele i rodzina próbowali zlokalizować jeden z nich w Pakistanie – co było trudne, ponieważ większość helikopterów może latać tylko do wysokości 20 000 stóp – Elisabeth pomogła Tomaszowi zejść tak nisko, jak to było możliwe. Na wysokości nieco poniżej 24 000 stóp zbudowała tymczasowe schronienie i wysłała kolejnego SMS-a: „Tomasz jest w strasznym stanie. Nie może się ruszyć. Nie jesteśmy w stanie rozstawić namiotu. Musi być ewakuowany.”
Tomasz Mackiewicz urodził się w 1975 roku w Działoszynie, mieście położonym w płaskim, nizinnym regionie Polski, w pobliżu rzeki Warty. Przez pierwsze dziesięć lat życia mieszkał wraz z siostrą u babci w małym miasteczku. To właśnie tam rozwinęło się jego głębokie zamiłowanie do dzikiej przyrody, wędrując po mokradłach nad rzeką, wolny i robiąc co tylko chciał.
W wieku dziesięciu lat Tomasz przeniósł się z rodzicami do większego miasta, Częstochowy. „Dla Tomasza przeprowadzka do miasta była katastrofą. Nienawidził go. Brakowało mu dzikiej przyrody, spacerów nad rzeką, lasów” – mówi Małgorzata Sulikowska, jego szwagierka.
Jako nastolatek zaczął wdychać klej do gumy zawierający halucynogenny rozpuszczalnik, co w konsekwencji doprowadziło go do zażywania heroiny. Tomasz opuścił dom i zaczął żyć na ulicy. Pewnego dnia znalazła go tam jego siostra Agnieszka i przywiozła na odwyk, ale w ciągu trzech miesięcy wrócił na ulicę i znowu zażywał. „Tomasz czuł, że umiera od środka. Nie miał złudzeń, że jeśli nie przestanie, to bardzo szybko umrze” – mówi Małgorzata.
Kiedy Tomasz skończył 18 lat, zameldował się w ośrodku odwykowym prowadzonym przez organizację, która zatrudnia byłych uzależnionych, by pomagali obecnym w walce z nałogiem. Przez dwa lata Tomasz kopał rowy, sprzątał dom, wykonywał prace budowlane i ostatecznie pozostał czysty. Po przyjeździe do Warszawy poznał siostrę Małgorzaty, Joannę, z którą się ożenił. Nie mógł jednak pozbyć się uczucia pustki, braku celu. Zapisał się na Uniwersytet Warszawski, by studiować filozofię, ale po kilku miesiącach zrezygnował, wybierając podróż autostopem do Indii, gdzie spędził cały rok. To właśnie tam Tomasz po raz pierwszy zobaczył Himalaje i zdecydował, że chce się na nie wspiąć.
Ale najpierw miał życie, którym musiał się zająć. Tomasz ożenił się z Joanną i we dwójkę przenieśli się do Irlandii. Ona dostała pracę jako psycholog dziecięcy, Tomasz pracował jako mechanik w Cork. Pewnej nocy w 2008 roku poznał Marka Klonowskiego, kolegę z Polski i alpinistę.
„Poznaliśmy się właśnie w Irlandii na imprezie w jego ogrodzie” – mówi Marek. „Opowiadałem o tym, jak próbowałem solo wejść na Mount Logan w Kanadzie. A Tomasz powiedział mi ni stąd ni zowąd, że następnym razem pójdzie tam ze mną.”
Tomasz rzucił się z rezygnacją na wspinanie w lokalnych turniach w Irlandii. „Wspinał się lepiej niż ja. Tomasz był w stanie zobaczyć tam drogi, które miały około 5.12b” – mówi Marek. „Wszystkiego nauczył się sam, nie chodząc na żadne kursy, szkoły wspinaczkowe, nic. Po prostu próbując i odkrywając.”
W maju 2008 roku, dwaj mężczyźni przybyli do Kanady, aby spróbować wędrować do góry z łodzi, wejść na jej szczyt, a następnie zejść przez rafting z powrotem do oceanu. Za tę 40-dniową wyprawę otrzymali nagrodę Kolosa na Kolosach, największym polskim zlocie poszukiwaczy przygód i odkrywców. W 2009 roku, po zdobyciu solo 22 999-metrowego Khan Tengri, na granicy Chin, Kirgistanu i Kazachstanu, wzrok Tomasza padł na Nanga Parbat, dziewiątą pod względem wysokości górę na świecie. Z dramatycznymi pionowymi ścianami strzegącymi każdej drogi na szczyt, jest to jedna z najbardziej widocznych gór na świecie i jeden z najtrudniejszych do zdobycia 8000-metrowych szczytów. Tomasz poprosił Marka, aby dołączył do niego na ambitne zimowe wejście.
Zachodni alpiniści byli zafascynowani Nanga Parbat od lat trzydziestych XX wieku. W 1953 roku Austriak Herman Buhl podjął dramatyczną, 41-godzinną próbę dokonania pierwszego wejścia. Ale wielu innym się to nie udało: Ponad 70 wspinaczy zginęło na szczycie, który zyskał przydomek „zabójczej góry.”
Tomasz i Marek byli przyciągnięci do Nanga Parbat z kilku powodów poza jej sławą. Po pierwsze, jest stosunkowo łatwa do zdobycia. „Do Diamir Face to tylko dwudniowe podejście” – mówi Marek. Co równie ważne, pozwolenie na wspinaczkę było stosunkowo tanie – niewiele ponad 300 dolarów w zimie. I wreszcie, w czasie, gdy tworzyli swoje plany, Nanga Parbat, wraz z K2, była jednym z jedynych pozostałych ośmiotysięczników, które nie zostały jeszcze zdobyte zimą.
Para miała ograniczone zasoby, więc musiała improwizować. „Aby zaoszczędzić pieniądze na tragarzach, większość rzeczy, których potrzebowaliśmy na górze, przynieśliśmy do obozu bazowego na własnych plecach” – mówi Marek. Brakowało im dobrego sprzętu – ich kurtki, namioty i kuchenki były typu używanego przez wędrowców, a nie przez zimowe wyprawy. „Byliśmy tak różni od innych ekspedycji, że nawet lokalni pakistańscy wieśniacy mieszkający w pobliżu bazy nie mogli uwierzyć w to, co widzieli”
Tego pierwszego roku nie udało im się dotrzeć zbyt wysoko. W następnym roku powrócili – z nieco lepszym sprzętem, nieco większym doświadczeniem – i udało im się wspiąć nieco powyżej 18 000 stóp. Rok później Tomasz osiągnął wysokość 24 000 stóp na Mazeno Ridge na Nandze. (Marek miał awarię sprzętu i musiał zawrócić wcześniej.) Ich pieniądze zostały wydane, musieli sprzedać swój sprzęt w Pakistanie, aby pozwolić sobie na podróż do domu.
Powróciwszy do domu, Tomasz zaczął podróżować między Polską a Irlandią. Jego małżeństwo z Joanną rozpadło się po śmierci syna. (Zaniósł prochy syna do Khan Tengri.) W Irlandii Tomasz poznał swoją drugą żonę, Annę, i wkrótce urodziło im się dziecko, które wychowywali razem z synem z poprzedniego związku Anny.
W 2015 roku Marek zdecydował, że kończy z górami. Tomasz jednak nie dawał za wygraną. Bez Marka postanowił, że będzie się wspinał solo i w stylu alpejskim – szybko i lekko, bez zakładania wielu obozów wypełnionych zapasami. Wtedy właśnie poznał Elisabeth Revol, wschodzącą gwiazdę francuskiej kadry narodowej we wspinaczce. Elisabeth była pięć lat młodsza od Tomasza i stanowiła jego całkowite przeciwieństwo. On był gadatliwym, ekscentrycznym anarchistą, ona cichą nauczycielką fizyki z małego miasteczka Saou. On był uzależniony od heroiny; ona unikała alkoholu i glutenu.
Dorastając, Elisabeth była gimnastyczką. Kiedy skończyła 19 lat, rodzice zaproponowali jej, aby spróbowała wspinaczki. W 2006 r. dołączyła do francuskiej ekspedycji w boliwijskie Andy. Wróciła z dziewięcioma szczytami, pięcioma pierwszymi wejściami i apetytem na otwieranie nowych dróg w większych górach.
W 2008 roku, rok po pierwszej himalajskiej wyprawie, Elisabeth udała się do Pakistanu. Tam zdobyła trzy ośmiotysięczniki – Broad Peak, Gasherbrum I i Gasherbrum II – bez dodatkowego tlenu w ciągu 16 dni.
W kwietniu 2009 roku Elisabeth wyruszyła na Annapurnę z Martinem Minarikiem, swoim czeskim partnerem wspinaczkowym. Oboje dotarli na wschodni szczyt (26 040 stóp), ale zostali zawróceni z głównego szczytu przez huraganowe wiatry. W drodze na dół Minarik zaginął, a jego ciała nigdy nie odnaleziono. Elisabeth dotarła do obozu bazowego przemarznięta i wyczerpana i została ewakuowana do szpitala w Katmandu.
Śmierć Minarika zdruzgotała Elisabeth. Wzięła cztery lata przerwy od wspinaczki i zamiast tego skupiła swoje talenty na wyścigach przygodowych. Jednak w 2013 roku zdecydowała się powrócić w Himalaje, wybierając Nanga Parbat. Chociaż Elisabeth nie udało się zdobyć szczytu, wróciła dwa lata później i połączyła siły z Tomaszem na zimową próbę.
„Bardzo podobała mi się nasza wspólna wspinaczka. Dużo rozmawialiśmy, wspinaliśmy się, mieliśmy bardzo dobry czas” – powiedział Tomasz w wywiadzie dla Polskiego Radia. „I osiągnęliśmy wysokość 25 600 stóp.”
Dwaj połączyli siły przy kolejnej próbie zdobycia zimowego szczytu w 2016 roku, ale zła pogoda zawróciła ich na wysokości 24 600 stóp. Była to szósta zimowa próba Tomasza. Przed swoim odejściem Tomasz powiedział polskiemu dziennikarzowi Dominikowi Szczepańskiemu, że jest skończony. „Przed pożegnaniem Tomasz powiedział mi, że tym razem to już koniec jego zmagań. Że nie wraca na Nanga Parbat. Nigdy więcej” – mówi Szczepański.
Ale w tym samym roku w obozie bazowym był jeszcze jeden zespół: Simone Moro, Alex Txikon i Muhammad Sadpara Ali. Ta trójka wspinaczy czekała dłużej niż inne zespoły na okno pogodowe. 26 lutego 2016 roku ich cierpliwość się opłaciła: Osiągnęli szczyt Nanga Parbat w zimie – pierwszy zespół, który to zrobił.
Do czasu, gdy osiągnęli 25 900 stóp, wciąż dobrze w tak zwanej strefie śmierci, Tomasz miał problemy z oddychaniem. Kiedy jego maska poluzowała się, Elisabeth mogła zobaczyć krew płynącą z jego ust, a jego nos był biały od odmrożeń.
Kiedy Tomasz usłyszał te wieści, był wściekły. Publicznie zakwestionował dane GPS Moro i jego zdjęcia ze szczytu. Moro nie odpowiedział na prośbę Tomasza o więcej dowodów, i choć reszta społeczności alpinistów zaakceptowała osiągnięcie jego zespołu, Tomasz nigdy tego nie zrobił. Zamiast tego, skontaktował się z Elisabeth i powiedział, że chce spróbować jeszcze raz. „Był związany z tą górą” – powiedziała Elisabeth w wywiadzie telewizyjnym. „Tomasz powiedział mi, że chce zakończyć tę sprawę z Nanga Parbat. Chce to zakończyć tym razem.”
Do obozu bazowego dotarli 23 grudnia 2017 roku. Dla Tomasza była to siódma próba. Dla Elisabeth była to jej czwarta. Cztery tygodnie po przyjeździe rozpoczęli forsowanie szczytu. 21 stycznia rozbili obóz przed wschodem słońca na wysokości 23 000 stóp i wyruszyli, ich czołówki skierowane w kierunku szczytu.
Jak Elisabeth prowadziła Tomasza w dół góry, inna zimowa ekspedycja trwała mniej więcej 115 mil na północny wschód. Polska ekspedycja była na wysokości 20 700 stóp na K2, próbując dokonać pierwszego zimowego wejścia na tę górę. Wiadomość o kłopotach na Nanga Parbat dotarła do nich przez internet satelitarny.
„Zdałem sobie sprawę, że jedyną opcją dla Elżbiety i Tomasza jest lot ekipy ratunkowej od nas na Nanga Parbat i wspinaczka, aby im pomóc”, mówi Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy na K2, kiedy dotarłem do niego przez telefon satelitarny w środku próby jego zespołu. Wielicki, lat 68, jest jednym z najbardziej doświadczonych wspinaczy w Himalajach, który zdobył wszystkie 14 ośmiotysięczników. Dokończył ten wyczyn zdobywając solo Nanga Parbat w 1996 roku.
Kiedy dotarły do niego słowa, że Tomasz musi zostać ewakuowany, Wielicki zapytał 13 wspinaczy w obozie bazowym K2, czy któryś z nich byłby skłonny przerwać swoją próbę zdobycia szczytu, aby uratować dwóch pozostawionych na pastwę losu wspinaczy. Każdy z nich powiedział „tak” – opowiada. Wielicki wybrał Adama Bieleckiego, Denisa Urubko, Piotra Tomalę i Jarosława Botora. „Następnego dnia o 7.00 rano przyszedłem na śniadanie w puchowym kombinezonie, z uprzężą i kaskiem. Byłem gotowy do lotu” – opowiada Bielecki.
Ale śmigłowce były opóźnione. Niektórzy twierdzą, że opóźnienie to było spowodowane targowaniem się o koszty między ambasadą polską i francuską, armią pakistańską i firmą ubezpieczeniową alpinistów. Jeden z przyjaciół Elisabeth szybko zorganizował kampanię crowdfundingową. (Od tego czasu zebrano ponad 225 000 $.) Dwa helikoptery ostatecznie dotarły do bazy K2 o 13:00 27 stycznia, zabrały czterech ratowników i skierowały się do Nanga Parbat.
Znalezienie góry – a co dopiero miejsca do lądowania – nie było łatwe. „Piloci nigdy tam nie byli, więc kiedy podeszliśmy bliżej, pokazałem im, gdzie jest wioska, gdzie jest obóz bazowy i gdzie można wylądować” – mówi Urubko. „Powiedziałem im, że wyglądają na odważnych, więc może mogliby spróbować zabrać nas naprawdę wysoko w górę.”
Obydwie maszyny zrzuciły wspinaczy o 17:10 na maleńką, skalistą platformę tuż poniżej Obozu 1, na wysokości około 15 750 stóp – tak wysoko, jak tylko helikoptery mogły polecieć. Zespół zdecydował, że Tomala i Botor pozostaną na miejscu lądowania, podczas gdy Bielecki i Urubko będą się wspinać. Rozpoczęli wspinaczkę o godzinie 17:30
Dwaj mężczyźni należą do najodważniejszych i najlepszych wspinaczy na świecie. Adam Bielecki, lat 34, wspiął się na Khan Tengri, gdy miał 17 lat. Od tego czasu zdobył cztery ośmiotysięczniki, w tym dwa zimą. Denis Urubko, lat 45, ma na swoim koncie 19 wejść na ośmiotysięczniki. Co ważniejsze, obaj znali drogę na Nanga Parbat, na której utknęli Tomasz i Elisabeth. Każdy z nich próbował jej osobno – Urubko latem 2003 roku, a Bielecki zimą 2015/2016.
Aby dotrzeć do pary, ratownicy rozpoczęli wspinaczkę na couloir Kinshofera – stromy żleb wypełniony lodem, który prowadzi do ponad 300-stopowej ściany skalnej. Przez pierwsze kilkaset stóp praktycznie biegli po śniegu. Kiedy natrafili na lodową ścianę, wyciągnęli swoje topory lodowe i kontynuowali wspinaczkę. Mieli szczęście, że natrafili na pola jodły – etap pośredni między śniegiem a lodem lodowcowym, który jest łatwiejszy do pokonania.
„Warunki były dobre. Było minus 31 stopni, a między chmurami świecił księżyc, więc mogliśmy zobaczyć część drogi” – mówi Urubko.
Obaj wspinali się symulacyjnie – obaj poruszali się w tym samym czasie, często bez kotwic. Podczas wspinaczki nie założyli ani jednej śruby lodowej. W czasie wspinaczki na wysokości około 4200 stóp, użyli tylko dziesięciu miejsc – skutecznie wspinając się bez zabezpieczenia na jedną z najtrudniejszych wspinaczek na świecie na wysokości i w zimie. Kiedy natrafili na stare liny z poprzednich wypraw, użyli ich. „To bardzo ryzykowne” – mówi Bielecki. „Nigdy nie wiadomo, jak stara i zużyta jest lina.”
Wynagrodzenie za to ryzyko: szybkość. Dwaj ratownicy osiągali średnio około 500 stóp na godzinę. Spędzili noc na wysokości 20.700 stóp na K2, więc byli już zaaklimatyzowani. Ale zegar wciąż tykał – Elisabeth i Tomasz utknęli w prowizorycznym schronie Elisabeth na dwa dni.
Co więcej, Bielecki i Urubko nie wiedzieli, gdzie dokładnie znajdują się Tomasz i Elisabeth. Czy zatrzymali się w prowizorycznym schronie, który dla nich zbudowała? Czy zeszli razem na dół? Czy się rozdzielili? „Byliśmy gotowi przejść dla nich całą drogę w górę,” mówi Bielecki.
Do północy – ponad sześć godzin wspinaczki – Urubko prowadził przez najtrudniejszą i najbardziej techniczną część ściany. Gdy znaleźli się na szczycie, natrafili na mały płaskowyż: Obóz 2, na wysokości 19 500 stóp.
„Zacząłem krzyczeć w nadziei, że może zdarzył się jakiś cud i byli tutaj”, mówi Urubko. „Krzyczałem i krzyczałem przez wiatr. I w końcu usłyszałem jakiś cichy głos.” To była Elisabeth.
„Liz! Miło cię widzieć!” powiedział Urubko.
Ale ona była sama.
Była 1:50 w nocy. Elisabeth była odwodniona i odmrożona. Poprzednią noc spędziła w szczelinie, mając przy sobie tylko uprząż – bez przyrządu do zjazdu, bez karabinka, nawet bez czołówki. Bez sprzętu Elisabeth nie była w stanie bezpiecznie zejść w dół ściany Kinshofera. Została więc na miejscu. W nocy, zanim znaleźli ją dwaj polscy wspinacze, miała halucynacje – objaw choroby wysokościowej. Elisabeth uwierzyła, że ktoś przyniósł jej herbatę, a ta kobieta poprosiła o jej but w zamian. „W tym momencie automatycznie wstałam, zdjęłam buta i dałam go jej” – powiedziała Elisabeth wspinaczom. „Rano, kiedy się obudziłam, miałam na sobie tylko skarpetkę.”
Bielecki i Urubko zabrali się za próby pomocy jej w powrocie do zdrowia. „Pierwsze, co zrobiłem, to dałem jej moje rękawiczki, żeby ogrzać jej ręce” – mówi Urubko.
„Potem zbudowaliśmy tymczasowy obóz” – mówi Bielecki. „Schowaliśmy się w worku biwakowym, ugotowaliśmy herbatę i położyliśmy ją między nami, żeby się ogrzała.”
„Piloci nigdy tam nie byli, więc kiedy podeszliśmy bliżej, pokazałem im, gdzie jest wioska, gdzie jest baza i gdzie można wylądować” – mówi Denis Urubko. „Powiedziałem im, że wyglądają na odważnych, więc może spróbują nas wciągnąć naprawdę wysoko na górę.”
Zapytali ją o Tomasza. Elżbieta odpowiedziała, że nie może się ruszać, więc zostawiła go w szczelinie przy ich prowizorycznym obozie. Urubko i Bielecki stanęli przed decyzją: próbować do niego dotrzeć czy sprowadzić Elisabeth z powrotem z góry.
„Zrozumieliśmy, że jeśli zostawimy Elisabeth i pójdziemy po Tomasza, ona umrze” – mówi Bielecki. „A gdybyśmy nawet dotarli do Tomasza – a on by jeszcze żył – nie bylibyśmy w stanie zejść po terenie Nanga Parbat z kimś, kto nie może chodzić.”
Zdecydowali, że nie pójdą po Tomasza.
O świcie Bielecki, Urubko i Elisabeth zaczęli schodzić, mimo że Elisabeth nie mogła poruszać rękami. Obaj mężczyźni stworzyli system, w którym Urubko opuszczał Elżbietę na jednej linie, a Bielecki wspinał się obok niej na drugiej linie, połączony z Elżbietą za pomocą chusty. Następnie Bielecki budował stanowisko asekuracyjne za pomocą śrub lodowych, asekurował Elisabeth i pozwalał Urubkowi zjechać w dół, aby do niego dołączyć. Robili to co 120 stóp przez całą drogę w dół, zmieniając się co kilka godzin. O 11:30 rano, około 18 godzin po przybyciu, Bielecki i Urubku dotarli z Elisabeth do helikopterów.
W kolejnych tygodniach Elisabeth została przetransportowana z Islamabadu do szpitala we Francji, gdzie leczono ją z odmrożeń. Polscy wspinacze wrócili na K2, gdzie przez półtora miesiąca czekali na dobrą pogodę, ale ostatecznie zawrócili.
Wszystkie pieniądze z kampanii crowdfundingowej, które nie zostaną wydane na opłaty za akcję ratunkową, trafią do dzieci Tomasza. „Tomasz był bardzo dobrym człowiekiem o wielkim sercu. Większym niż moje. Był naprawdę niesamowitą osobą” – powiedziała Elisabeth ekipie telewizyjnej.
„Brakuje mi jego flow” – mówi Marek Klonowski, jego wieloletni partner wspinaczkowy. „Brakuje mi jego wysokiego ducha i niekończącej się energii. Brakuje mi tego wszystkiego.”
Nieuchronnie, krytycy zaczęli kwestionować Tomasza. Czy miał odpowiednie doświadczenie? Czy był zaślepiony własną ambicją?
„Bywał obiektem kpin i szyderstw. Był potępiany przez wielu alpinistów za to, że wspinał się bez formalnego przygotowania, na farmerskich linach, z niedostateczną asekuracją” – mówi w wywiadzie dla Gazety Polskiej Wojciech „Voytek” Kurtyka, który w 2016 roku otrzymał upragnioną nagrodę Piolet d’Or za całokształt twórczości. „Ale widzę w jego zachowaniu artyzm. Myślał nieszablonowo. Jego strata to bardzo smutna rzecz.”
„Był profesjonalistą. Wspiął się na Nanga Parbat w zimie! To jest niesamowite osiągnięcie” – mówi Bielecki. „Tomasz miał prawo grać w tę grę według własnych zasad. Jego strategia była zupełnie inna niż moja, ale ja ją szanuję.”
Francuski polityk poprosił prezydenta Emmanuela Macrona o odznaczenie ekipy ratunkowej Legią Honorową, najwyższym cywilnym odznaczeniem w kraju, ale ratownicy odżegnują się od tego rodzaju uznania. „Myślę, że nie zrobiliśmy nic nadzwyczajnego” – mówi Bielecki. „Każdy by to zrobił. Obowiązkiem każdego wspinacza jest pomaganie innym. To obowiązek każdego człowieka.”
Lead Photo: Ahmed Sajjad Zaidi/Creative Commons
Fot.