W mojej młodości, byłem pod wielkim wpływem zdjęć z wojny w Wietnamie i amerykańskiego ruchu praw obywatelskich. Nie miałem żadnego doświadczenia w fotografii, nigdy nie używałem aparatu. Ale po ukończeniu college’u zdecydowałem, że to jest to, co chcę zrobić z moim życiem, ponieważ widziałem, że ta praca miała tak wielką wartość dla społeczeństwa. Przywódcy wojskowi i polityczni mówili ludności jedno, a fotografowie pokazywali nam coś zupełnie innego, a ja uważałem, że fotografowie są o wiele bardziej przekonujący.
Zostałem fotografem, aby być konkretnie fotografem wojennym. To jest to, co chciałem robić, i zdałem sobie sprawę, że muszę wyszkolić się do tego stopnia, żebym czuł, że jestem w stanie wnieść wartościowy wkład jako fotograf wojenny, ponieważ zdawałem sobie sprawę, jak poważna jest to odpowiedzialność.
Pożyczyłem aparat od mojego brata, ponieważ nie miałem wystarczająco dużo pieniędzy, aby go kupić. Utrzymywałem się, jeżdżąc nocami ciężarówkami, pracując w nocy w magazynie. Czytałem książki o tym, jak używać aparatu, jak naświetlać negatyw. Wynajmowałem ciemnię i uczyłem się wywoływać filmy, robić odbitki. Wyznaczałem sobie zadania, jakbym pracował dla montażysty, wychodziłem i robiłem zdjęcia. W końcu zajęło mi to 10 lat, zanim poczułem się gotowy do dokumentowania wojny.
Po kilku wolnych strzelaninach dostałem pracę w gazecie w Albuquerque, w Nowym Meksyku. Po czterech latach poczułem, że nauczyłem się wszystkiego, co mogłem wynieść z tego doświadczenia, więc zrezygnowałem, wsiadłem do mojego Volkswagena, pojechałem do Nowego Jorku i tam rozpocząłem karierę freelancera.
Po około sześciu miesiącach spędzonych na zdobywaniu wiarygodności u różnych redakcji, Bobby Sands rozpoczął strajk głodowy w Irlandii Północnej. Był on członkiem parlamentu i członkiem IRA, który był więźniem H-Block. Na ulicach Belfastu i Derry wybuchła przemoc, a ja wsiadłem w samolot i pojechałem tam bez zlecenia. Pomyślałem tylko: „Muszę sprawdzić, czy jestem na to gotowy.”
Potem przeszedłem do relacjonowania wojen domowych w Libanie; wojen w całej Ameryce Środkowej, w tym w Salwadorze, Nikaragui, Gwatemali i amerykańskiej inwazji na Panamę; wojen na Bałkanach; wojen w Czeczenii; wojny na Sri Lance; komunistycznych rebeliantów w walce na wyspie Mindanao na Filipinach; konflikt palestyńsko-izraelski; izraelska inwazja na Liban; rewolty ludowe w celu obalenia dyktatorów w Korei Południowej, na Filipinach i w Indonezji; często brutalna walka wyzwoleńcza w Afryce Południowej; ludobójstwo w Rwandzie; wojna przeciwko sowieckiej okupacji Afganistanu, a później amerykańska wojna w Afganistanie; inwazja USA na Irak.Amerykańska inwazja na Irak. I pracowałem w prawie wszystkich tych miejscach, nie tylko raz, ale wiele razy.
Bardzo trudno jest mi ustalić hierarchię różnych wydarzeń, które relacjonowałem. Ale jedno było tak straszne, że mimo iż byłem jego świadkiem, nie jestem w stanie go zrozumieć: ludobójstwo w Rwandzie, kiedy 800 000 do miliona ludzi zostało wymordowanych w ciągu stu dni przez własnych rodaków, przez własnych sąsiadów, używając narzędzi rolniczych jako broni. Jak mogło do tego dojść, nie jestem w stanie pojąć.
Myślę, że kiedy zaczynałem, motywowała mnie społeczna wartość dziennikarstwa. Ale pociągała mnie też przygoda i niebezpieczeństwo. Ale przynęta przygody i niebezpieczeństwa zanikała, a poczucie celu stawało się silniejsze, aż w pewnym momencie stało się jedyną motywacją.
Moim celem jest dotarcie do masowej publiczności w czasie, gdy wydarzenia wciąż mają miejsce, więc obrazy mogą stać się częścią świadomości ludzi. Celuję w to, co uważam za najlepsze instynkty ludzi – współczucie, hojność, poczucie dobra i zła. Gotowość do identyfikowania się z innymi. Mam nadzieję, że po podniesieniu świadomości na temat jakiegoś problemu, stanie się on częścią dialogu między współobywatelami. Jest to proces, dzięki któremu problem pozostaje żywy w umysłach społeczeństwa, a kiedy jest on aktywnie dyskutowany w sferze publicznej, decydenci muszą zwrócić na niego uwagę. To jeden ze sposobów, w jaki zachodzą zmiany, a dziennikarstwo wizualne może odegrać ważną rolę w tym procesie.
To, co dzieje się podczas walki, jest wyjątkowe. To, przez co przechodzą ludzie, intensywność doświadczenia, bycie na cienkiej krawędzi między życiem a śmiercią nieustannie przez długi czas, patrzenie, jak giną ludzie obok ciebie, jak giną przyjaciele, to coś, co zdarza się tylko w walce, a ja chcę to udokumentować. Myślę, że to ważne, aby ludzie to widzieli.
W moich fotografiach staram się udokumentować warunki danej sytuacji i to, jaki wpływ mają te warunki na ludzi, którzy je znoszą. Być może, w ważniejszym sensie, obraz ten skłoni widza do zadania sobie fundamentalnych pytań: Jak doszło do tej sytuacji? Czy ją popieramy i przyzwalamy na nią? Jakie są cele, które mogłyby to usprawiedliwić? Co można zrobić, aby to powstrzymać?
W 1862 roku, New York Times recenzent prac Alexandra Gardnera powiedział: „Jak można sfotografować złamane serce?”. A potem opisał, jak straszne jest to dla matek zmarłych. W tamtym czasie Gardner nie fotografował rodzin, nie fotografował żalu, który one wyrażały. Podczas gdy ja fotografowałem to wiele razy i wiem, że można sfotografować kogoś, kto wyraża, że jego serce jest złamane. Wiele razy byłem wzruszony do łez. Trudno jest skupić się przez łzy, ale staram się jak mogę.
Jest wiele przeszkód w fotografowaniu wojny. Wiele z nich ma charakter fizyczny. Jest niebezpieczeństwo, jest teren, który trzeba pokonać, jest transport, który trzeba zorganizować. Istnieją również przeszkody emocjonalne. Wszystkie te trudności muszą być pokonane, abym mógł wykonywać swoją pracę.
Nie jestem też odporny na niebezpieczeństwa. Byłem w Bagdadzie, relacjonując działania jednego plutonu, który pracował w najbardziej nieprzyjaznej części Bagdadu, zaraz po zajęciu miasta. Byłem z reporterem, pracującym nad wydaniem Time’a „Person of the Year”, którym w tym roku było amerykańskie wojsko. Wjechaliśmy na bardzo zatłoczoną ulicę i Humvee, w którym jechaliśmy, został zatrzymany z ruchem ulicznym, gdy ktoś z tłumu rzucił w nas granatem. W wyniku wybuchu kilku żołnierzy zostało ciężko rannych. Mój kolega miał rozwaloną rękę, a ja zostałem ranny w kolana, brzuch i twarz. Fotografowałem aż do utraty przytomności, a przytomność odzyskałem, gdy znalazłem się w szpitalu polowym w bazie plutonu.
Jestem w pełni świadomy, że fotografuję historię, gdy się rozwija, zanim cokolwiek zostało napisane, gdy nie sposób przewidzieć, co się wydarzy z chwili na chwilę. Czuję się tak, jakbym znajdował się na krawędzi czasu i odbywał podróż w nieznane.
Obrazy są jednym ze środków, dzięki którym ludzie pamiętają historię. Pod wieloma względami obraz fotograficzny jest pierwszą rzeczą, która przychodzi nam do głowy, gdy myślimy o wydarzeniu historycznym, które miało miejsce od czasu wynalezienia fotografii. Fotografie pokazują nam rzeczywistość w terenie, a nie polityczną retorykę. Dzięki nim przywódcy polityczni i wojskowi ponoszą odpowiedzialność za swoje decyzje i działania.
.