Leica M7: Samotny dalmierzowiec spotyka swojego Tonto

W miniony weekend spędziłem około godziny na rozmowach o Leica M7 w nowym salonie Red Dot Cameras na Goswell Road, City of London. Klient miał na oku ładny zestaw startowy M7 w srebrnym wykończeniu – ten z pasującym srebrnym Summicronem 50mm. Był to dobry, zapakowany w pudełko egzemplarz z oryginalnym paragonem z 2004 roku i wyceniony na atrakcyjne £2,200. Oto link do rzeczywistego aparatu, ale należy pamiętać, że prawdopodobnie będzie uszkodzony, gdy zestaw sprzedaje.

Co uderzyło mnie najbardziej o spotkaniu było to, że potencjalny nabywca, bardzo doświadczony fotograf, nigdy nie używał dalmierza. Chciał się na niego przesiąść po całym życiu z innymi systemami, przypuszczalnie głównie z lustrzankami. Jak mógłbym opisać dalmierz i jak go używać?

Faktem jest, że bez względu na to, jak często przebywam z najnowszą technologią – czy jest to dorodna Leica SL, czy też pakiet zgrabnych drobiazgów Mikro Cztery Trzecie – zawsze wracam do dalmierza z poczuciem powrotu do domu. Tak samo, odczuwam pewną tęsknotę za domem, gdy korzystam z autofokusa. Jest wielka satysfakcja w ustawianiu ostrości przy użyciu tego podzielonego, centralnego obrazu. Koncepcja ustawiania ostrości, a następnie rekompozycji jest dla mnie najszybszym sposobem na wyodrębnienie obiektu i upewnienie się, że ostrość jest dokładnie ustawiona. Jasny wizjer, z przestrzenią wokół linii kadru obiektywów 35mm i dłuższych, pokazuje, co dzieje się poza kadrem. Wszystkie te rzeczy mogą stanowić dość przestarzałą koncepcję, ale mimo to, są inspirujące.

Dla spartańskich wojowników wśród nas: Po prawej, najnowszy czysto mechaniczny wynalazek firmy Leica Camera AG, Leica M-A. Po lewej, jego cyfrowy odpowiednik, pozbawiona ekranu, bezimienna Leica M-D. Oba posiadają mechaniczny dalmierz, radość użytkownika M

Uzależnienie

Ręczne ustawianie ostrości jest nieodłącznym elementem korzystania z dalmierza. Jest to niewątpliwie uzależnienie. Nazwijcie mnie staromodnym, ale po prostu uwielbiam ten poziom manualnej precyzji. Obiektywy Leica M, w przeważającej części, oferują szybsze, bardziej bezpośrednie ręczne ustawianie ostrości niż jakikolwiek obiektyw z automatycznym ustawianiem ostrości, który oferuje również opcję ręcznego ustawiania ostrości. Większość z tych nowoczesnych obiektywów działa w trybie focus-by-wire i nie ma w tym nic z zaangażowania, które odczuwa się podczas manipulowania Summicronem lub Summiluxem.

To wszystko jest po prostu, cóż, tak satysfakcjonujące i angażujące. Przypuszczam, że jest to trochę jak powrót do zgrabnej manualnej skrzyni biegów Porsche po dekadzie lub dwóch spędzonych za kierownicą automatycznego samochodu. Ty i tylko Ty odzyskujesz kontrolę.

Wracamy więc do M7. Jest to jedyny półautomatyczny aparat Leica na film, oferujący taką samą obsługę priorytetu przysłony jak wszystkie aparaty cyfrowe M, od M8 do najnowszego M10. W rzeczywistości jest to filmowa wersja modelu M10, zarówno pod względem działania, jak i rozmiarów. M10 czuje się jak M7 i vice versa.

Zbyt elektroniczny

Wielu miłośników aparatów analogowych odrzuca M7 jako zbyt skomplikowany, zbyt „elektroniczny”. Z aktualnej gamy aparatów na film, ich celem jest głównie MP – lub, jeśli są w szczególnie spartańskim nastroju, M-A, który jest całkowicie manualny, bez żadnej baterii w zasięgu wzroku. Nie ma też miernika ekspozycji; jest to aparat dla prawdziwych mężczyzn i kobiet, którzy znają aparat, gdy go widzą. Jeśli mają ochotę na coś bardziej „przedwojennego”, wybiorą M3, M2, M4 lub M6. Prostsze narzędzia z prostszej epoki. Ale wszystkie mają jedną wspólną cechę – ten pyszny i zniewalający dalmierz. Niektórzy twierdzą, że oryginalny wizjer M3 nigdy nie był lepszy, i kim jestem, aby się z tym nie zgodzić?

Jednakże M7 ma swoje niewątpliwe talenty i atrakcje (nie wspominając o zwolennikach), szczególnie dla każdego, kto teraz przyzwyczaił się do cyfrowego M. Lubię M7; jest to aparat na film, który należy kupić, jeśli chce się mieć dokładnie takie same wrażenia jak z cyfrowym M. Posiadam czysty egzemplarz à la carte o nazwie Neil (nazwany tak, ponieważ jego pierwszy właściciel pochopnie wygrawerował swoje imię na tylnej ściance, co znacznie obniżyło wartość aparatu), do którego jestem nadmiernie przywiązany. W stopce tego artykułu zamieściłem linki do kilku moich przygód z Neilem. Kiedy dostanę w swoje ręce nowy M10, planuję zabrać go na back to back z dobrym starym Neilem, uczynnym facetem, jakim jest. Ustawię oba pokrętła czasów migawki na A i czy będę w stanie dostrzec różnicę? Czucie, już wiem, będzie identyczne.

Po prostu kocham moje dalmierze, pomimo niewątpliwego powabu SL i wszystkich jego sprytnych, karłowatych braci. Daj mi prostotę w każdej chwili.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.